[Savanah Spencer]

-Taaa...bardzo wspólczułaś - zasmiała się.
-Ale dobra..nie ważne..może i bedzie jeszcze wielu innych.. - powiedziała Zo i podziękowała za deser.
-Mmm..pysznosci - zjadła łyzke lodów.
-nie dzieki... - powiedziała na winko.

[Josephine Morgan]

-będzie wszystko dobrze, tego jestem pewna-powiedziałam i uśmiechnęłam się do siostry.
-ja na szczęście jestem z daleka od tych dwóch , bo sama jeszcze nie wiem co zrobię , może zostawię i Neila i Michaela i gdzieś wyjadę -zaśmiałam się. Sama nie umiałam podjąć decyzji.

[Savanah Spencer]

-Noo wiesz..zawsze mozesz zostac z tym za którym bardziej teraz bedziesz tęsknić.. - usmiechnęła sie.
-Albo tak..zorbic sobie rpzerwe od nich obu..na jakis czas az sie samo wszyskto rozstrzygnie.. -dodała i zajadala sobie lodziki.

[Josephine Morgan]

-nie wiem co mam z nimi zrobić , ale na razie się tym nie przejmuje są daleko od nas -powiedziałam i zaśmialam się.
-teraz najważniejsza jest firma i wyprostowanie w niej spraw -powiedzialam i uśmiechnęłam się do siostry.
-a Ty poza spotykaniem się ze znajomymi co jeszcze planujesz przez ten tydzień?

[Savanah Spencer]

-No tak..teraz masz od nich obu spokój.I inne zmarwienia niz wybór faceta - tez się zaśmiała.
-Mam szczerą nadzieję, że to wszystko okaże się mniej straszne i zagmatwane niż sadzisz.I, że szybko rozwiążesz problem De - powiedziała.
-W zasadzie to nie wiem..więc zobacze jeszcze czy az tydzień bede tu siedzieć..nemiej..dopiero 1szy dzień więc..będzie co będzie.. - powiedziała i sobie jadła lody.Jeszcze pół jej zostało

[Josephine Morgan]

-wiesz tu chodzi o kradzież paru milionów więc nie wiem czy będzie to takie łatwe , firmy chcą nas pozwać i nie uregulowanie rachunków więc jest spore zamieszanie -powiedziałam i napiłam się wina jadłam swój deser.
-ale na szczęście jeszcze nie musze ogłaszać bankructwa , niech ja tylko dorwę tego gnoja co mnie okradł -powiedziałam

[Savanah Spencer]

-Aha..no to zycze powodzenia w każdym razie w zażegnaniu tego kryzysu.Zapewne prawnicy beda miec pełne rece roboty - powiedziała Zo.
-No na szczęscie jestes kasiasta..aczkolwiek wiesz..jak sie uporasz z ta firmą lepiej sprawdż i pozostałe by potem znów nie wyszło cos takiego - poradziła.

[Josephine Morgan]

-taki mam plan , ale wiesz muszę być w pobliży , jeśli prawnicy ojca zaczną sprawdzać czy mieszkamy razem , to musze być na miejscu , więc takie parodniowe wyjazdy wchodzą w grę nie dłużej -powiedziałam i napiłam się winka , skończyłam jeść.
-masz jeszcze na coś ochotę?

[Savanah Spencer]

-Aha..no spoko...jakos to będzie..damy radę - usmiechnęła sie Zoey. Po chwili tez skonczyła jeśc deser.
-nie..więc możemy sie zbierac.. - powiedziała do siostry

[Josephine Morgan]

Poprosiłam o rachunek , zapłacilam zostawiając spory napiwek.
Wstałyśmy od stolika i wyszłyśmy przed restaurację.
-dzwonić po kierowcę , czy chcesz się jeszcze przejść po miasteczku ?-spytałam i spojrzałam na siostrę.

[Savanah Spencer]

-W sumie zmęczona jestem więc..do domu..ale jak ty chcesz pospacerowac to prosze cie bardzo.Kierowca wróci po Ciebie albo ja moge jechac taksówką - powiedziala do siostry wstając od stolika.Wyszły przed restauracje..

[Josephine Morgan]

Zadzwoniłam więc po kierowcę.
-samej nie chce mi się chodzić -powiedziałam do siostry. Po 5 minutach limuzyna pod nas podjechała. Wsiadłyśmy do środka i pojechałyśmy do domu.