Awatar użytkownika
0 lat
0 cm
singiel

Post

Tak, zdecydowanie od dziś będzie znacznie lepiej. Może nie będzie to początkowo wcale takie banalne, ale istotnie małymi kroczkami wszystko wróci do prawidłowej normy. Leo na pewno dołoży wszelkich starań, aby brat ostatecznie doszedł do siebie i wyzbył się tej traumy, niezależnie od tego, jak długo to potrwa. Byle nie musiał chociaż się tak bać danych słów, czy dźwięków i to już będzie spory postęp. Ze względu na bezpieczeństwo, prawdopodobnie załatwi jakichś ludzi, aby podczas jego nieobecności zawsze był ktoś i go pilnował, szczególnie w momentach, kiedy wyjdzie gdzieś poza dom, a zwłaszcza po powrocie do pracy, bo przecież niczego zabronić mu nie mógł. Aczkolwiek na razie samego go nigdzie nie puści, to nie podlegało dyskusji i miał szczerą nadzieję, że się na niego o to nie pogniewa, ani nic z tych rzeczy i zrozumie, że robi to głównie dla jego własnego dobra. Im szybciej stanie na nogi, tym szybciej pozbędą się dodatkowej ochrony. Proste. On w życiu nie potrafiłby całkowicie rzucić sesji zdjęciowych, gdyż to od bardzo dawna było jego marzeniem, o co zawsze walczył, ale nie zajmuje się też ukochanym modelingiem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zresztą i tak sam poprosił niedawno o więcej luzu, to na spokojnie może poświęcić teraz więcej czasu dla Vic’a. Poza tym skoro go wreszcie odzyskał, nie ma niczego dziwnego, że będzie chciał się nim nacieszyć jak najdłużej. Tak strasznie mu go brakowało, bo niewątpliwie łączyła ich mocna cholernie więź i od małego dogadywali się praktycznie bez słów. Sama w tym prawda! Także obaj doskonale znają swoje charaktery i nic nie jest w stanie żadnego zaskoczyć ze strony tego drugiego.
Nie od razu wiedział, że to nie jest włamywacz, dlatego odruchowe sięgnięcie po kij baseballowy było tutaj jak najbardziej normalną reakcją ze względu na fakt, iż ktoś wbił do jego posiadłości w środku nocy. Nie spodziewał się tutaj nijak starszego Donovana, w końcu to było tak mało prawdopodobne! Machinalnie więc nasunął się na myśl jakiś zbir, który koniecznie chciał go okraść. A tu taka cudowna niespodzianka! Długo tej pierwszej lepszej chwyconej przez siebie broni nie trzymał i gdy zarejestrował kto znalazł się w salonie, natychmiast wyślizgnęła mu się z dłoni, co z kolei wynikało z doznanego szoku. Wprost ciężko było aż uwierzyć własnym oczom, jednak Vic naprawdę tutaj przed nim stał. Żywy i w jednym kawałku, choć mocno poturbowany i zniszczony. Widok ten chwytał go za serce, pragnął czym prędzej mu pomóc, lecz zdawał sobie świetnie sprawę, że niczego niestety nie da się dokonać na zawołanie, tudzież przyspieszyć. W ten czy inny sposób zapewni mu w pełni wsparcie i będzie miał w nim swoją opokę, o to nie musiał się w ogóle martwić.
- Oj, nie próbuj mi wmówić, że to nic takiego... to poważna sprawa, nawet się ze mną nie sprzeczaj w tej kwestii. - pokręcił łepetyną w obie strony z dezaprobatą. Tu nie chodzi o to, by miał postawić na swoim, ani też nie zamierzał się z nim wykłócać o cokolwiek... Po prostu ciężko było tutaj się z nim zgodzić, ponieważ w jego odczuciu został potwornie poturbowany, co rzucało się wyraźnie w oczy, więc po kiego grzyba siebie samego okłamywać, tudzież robić za jakiegoś twardziela? Bynajmniej nie musiał. Leoś nie wyśmieje go nigdy! Nie określi jako słabeusza. Miał prawo przyznać się do cierpienia i nie było w tym niczego złego, ani wstydliwego. - Owszem, odzyskaliśmy siebie nawzajem... z tym, że twój stan pozostawia wiele do życzenia. Nie podważaj tego tak uparcie. Zrozum, że nie jest mi łatwo oglądać cię takim... - dodał, skwitowawszy swą wcześniejszą wypowiedź, a jednocześnie zacisnął mocno powieki, aby znów się nie rozpłakać, a był do tego niezwykle bliski. Westchnął ciężko i silniej przylgnął do jego ciała, opatulając go szczelniej ramionami, ale też nie tak, aby sprawić mu danym ruchem ból. Cieszyło go, że jego bliskość kojąco na niego działała i sam tembr jego głosu, aby mógł się odrobinę wyluzować i poczuć bezpieczniej. To samo tyczyło się tych słów... nie czułby się ograniczony, gdyby miał czegoś nie wymawiać, a też nie byłoby to na stałe. - Chciałem tylko... ci to ułatwić. Stopniowo mógłbym z czasem wprowadzać poszczególne słowa, co zdawało mi się być sensowne. - wyjaśnił pokrótce co miał na myśli, powtórnie wpuszczając do swych płuc więcej powietrza, aby następnie ze świstem je wypuścić z powrotem na zewnątrz. - Dobrze, skoro wolisz tak, niech będzie, o ile to niczego nie pogorszy... oby nie. - odpuścił nie nalegając, aby mu te słowa podał, mimo że według niego ta trauma nie pogłębiłaby się, a wręcz przeciwnie. W każdym razie liczył na to, że idąc za jego radą, faktycznie przyniesie jakieś lepsze efekty, a nie nagle miałoby się coś gorzej spierdolić. Jeśli przyuważy zmiany w złym kierunku, wówczas nie ma zmiłuj, zrobi tak jak uważa za stosowne i lepiej, aby mu się nie sprzeciwiał!
Kąciki jego ust drgnęły, formując się w ciepły uśmiech po tym uroczym drobnym geście, który jego brat wykonał. W tym przypadku mieli lekko odmienne zdanie, ponieważ uważał, że ostrożność byłaby tutaj dobrym rozwiązaniem, przynajmniej na jakiś czas. Nie miał też na celu wprowadzania zakazów i nakazów... tak jedynie pomyślał, nic ponadto, a jak mu to tak nie pasuje, nie narzuci mu niczego. Niemniej lekarzy i tak musi znieść, czy tego chce, czy też nie. Nie zatrzyma go również przed oddaniem mu kasy... jak się uprze, to i tak to zrobi, pomimo zapewnień Leo, że nie musi mu się odwdzięczać. Najwyżej będzie potem musiał znosić jego marudzenia, kiedy już te pieniądze mu na to konto wpłaci. On i tak się dowie o wszystkim, bo mógł nie sprawdzać przelewów, ale i tak się skapnie, gdyby nagle dostrzeże większą sumę na stronie swego banku. Bądź co bądź nic mu nie umknie, o czym Vic też bezapelacyjnie wie. Co za tym idzie kombinowanie niczym koń pod górkę konieczne nie było.
Ulżyło mu widząc, że jego braciszek zaczynał mu na nowo ufać i pozwalał mu na dotykanie zarówno jego ciała, a wraz z tym nie odrzucił jego pomocy przy częściowym opatrywaniu ran. O nie, pewnych granic nie przekroczy, ba do łba mu to nie przyszłoby! Domyślał się, że sprawy związane z seksem mogą być dla niego obecnie tematem tabu, który napawa go przez to czego doświadczył strachem, co bez problemu dało się wywnioskować z jego opowieści. Szczególnie że mężczyzna jest ofiarą gwałtu, więc niedziwne, iż panicznie boi się kontaktów intymnych. Ponadto kurde, są braćmi, takie coś nie byłoby na miejscu! - Jasne, przyjmę to na klatę i sobie z tym jakoś poradzę. - starał się obrać to jakoś w żart, a przy okazji cicho zachichotał pod noskiem. Nie chciał go wystraszyć, ale nie mógł przed nim ukryć obecności Aurory w tajemnicy. Tak by się zwyczajnie nie dało. Skłamanie odnośnie płci też odpadało... - Nie... - trzymał przy swoim i nic go nie powstrzymałoby przed zostaniem ze starszym Donovanem. Niby czemu poprosił dziewczynę, aby na razie nie ruszała się z jego sypialni? Po to, aby nie musiał znosić kobiecej obecności, nad czym też powolutku popracują. Mógł swobodnie zabrać dodatkową pościel, coby mu zimno nie było. Po stachaniu na dół odpowiednich elementów, ułożył Vic'a na rozłożonej kanapie i sam w dość nienaturalnej pozie ułożył się tuż nad jego czupryną, zasłaniając górne partie swoim ciałem. Nie leżał na nim całą powierzchnią, może tak na jednej czwartej, o. Tak go ta sytuacja wymęczyła, że sam usnął niemalże w tempie błyskawicznym, zdążając powiedzieć mu dobranoc. O dziwo było mu wygodnie, nie narzekał...
To co do niego powiedział, skutecznie wyrwało go z krainy snów. Półprzytomnie na niego spojrzał i przetarł delikatnie oczy. - Ano... - odpowiedział zarówno na jedną i na drugą część jego wypowiedzi, przeciągle ziewając. Przeciągnął się leniwie i posłał mu jeden z tych swoich pięknych uśmiechów, machając ręką na to ostatnie. - E tam, wtuliłem głowę w najmiększą część twego ramienia i nie było tragicznie. Mówię poważnie! - wyznał wesołym tonem zgodnie z prawdą. Spał jak zabity i niespecjalnie czuł jego odstające kości. Nachylił się nad nim lekko, starając się nie zrobić tego zbyt drastycznie i ucałował go w czoło. - W ogóle... dzień doberek kochany braciszku. Która to godzina? Mam zrobić jakieś śniadanie? - dodał na koniec z zainteresowaniem, nie spuszczając z niego tych swoich niesamowicie niebieskich tęczówek. Podparłszy łokcie o miękki materiał, dźwignął się do pionu i oparł wygodnie plecy o poduszkę, którą sobie pod nie podłożył, a uśmiech nie schodził mu z przystojnej twarzy.
<center>Obrazek
KPRelacjeTelefonWillaInformatorProblemator
SzafaCackaZwierzakiFacebookInstagram
</center>
mów mi:
Vic Donovan
lat
cm

Post

Nie rozwlekając się już nie wiadomo jak nad tym co było i jak bardzo Vic się cieszył, że wszystko co słyszał było wierutną bzdurą można powiedzieć, że gdy uciekł i dopadł do tego konkretnego domostwa był na skraju utraty przytomności ze zmęczenia. Na szczęście Leo, jego ukochany brat zajął się nim i teraz starszy Donovan zaczynał czuć się odrobinkę lepiej. No widać to było po tym, że z wysiłku nie odpłynął w krainę przytomnych inaczej. Owszem Vic wiedział, że na razie z poczuciem bezpieczeństwa u niego będzie krucho ale przecież starszy z mężczyzn był uparty jak dziadowski bicz i będzie na pewno dążył do tego, by jak najszybciej pozbyć się tego pierdolonego strach. Jednak tak prosto i łatwo w życiu realnym na pewno nie będzie i Vicuś o tym wiedział. Jednak na razie grał twardziela. Przecież przez jakąś laskę nie da wywrócić swojego życia do góry nogami szczególnie, że teraz już nie będzie musiał jej oglądać na oczy z czego się naprawdę cieszył. No i nie będzie musiał ciągle bać się najmniejszego dźwięku czy też najcichszego szelestu. Ale aby do tego doszło będzie musiało upłynąć sporo czasu. I choć na razie Vic o tym nie myślał i nie chciał nikomu ograniczać zasobu słów czy gestów to pomału zaczęło do niego dochodzić to, że ludzie, którzy będą go spotykali nie będą wiedzieli przez co przeszedł i dlaczego jego zachowanie będzie takie, jakie będzie.
- Leoś, przecież ja nawet nie próbuję ci nic wmówić czy sprzeczać się z tobą na jakikolwiek temat. Po proatu mówię ci jaki jest mój system wartości. Dla mnie najważniejsza jest rodzina. Zdrowie zawsze można odzyskać, a utraconą rodzinę już nie. – powiedział ze spokojem i łzami w oczach. Miał nadzieję, że kiedyś mówienie tych słów znowu stanie się dla niego czymś normalnym i nie będzie powodowało uścisku w gardle i szklących się oczu. To Leoś musiał mu wybaczyć. Vic w ten sposób pokazywał jak bardzo się cieszy, z tego, że ma i cały czas miał rodzinę. To było jak na razie na pierwszym miejscu, a cierpienie, choć też było obecne w uczuciach i głowie starszego Donovana to jednak zeszło ono na dalszy plan. Przynajmniej na razie. I nie, brązowooki nikogo nie grał, ani nikogo nie zgrywał. On zawsze był prostolinijny i gdy coś mu wadziło czy też coś go bolało zawsze mówił o tym prosto z mostu i bez owijania w bawełnę, gdyż takie zachowanie było dla Vica równoznaczne z kłamstwem i Leoś powinien o tym wiedzieć. - No widzisz braciszku, sam przyznałeś mi rację. Mamy siebie nawzajem Leo, a to naprawdę jest bardzo ważne. Ok, zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam pewnie jak sto i jedno nieszczęście, ale taka postawa nic mi nie da i nie pomoże mi o tym zapomnieć. Jednak rozumiem twój punkt widzenia i szanuję go bracie. – stwierdził starając się bardziej nie rozkleić. Ok, każdy nie rozważny gest mógł wystraszyć starszego z braci, ale Vic na razie nie chciał o tym myśleć. Owszem bratu pozwalał na więcej niż całkowicie obcej osobie, jednak czasem ze wzroku starszego Donovana czaił się strach i chęć ucieczki. Oczywiście stanowisko Leo też było dla Vica zrozumiałe, ale teraz będąc z bratem brązowooki nie chciał czuć żadnego skrępowania jakimiś listami czy czymś podobnym. Przecież młodszy brat go nie skrzywdzi.
- Spokojnie Leo, wiem, że chciałeś mi ułatwić pozbycie się traumy ale ja chciałbym zacząć czuć się komfortowo wiedząc, że nic między nami nie jest zabronione. I nie bój się, słowa czy też gesty nic nie pogorszą. Najwyżej powiem ci szczerze, że na niektóre rzeczy jest jeszcze za wcześnie jeśli do takich dojdzie. – rzekł Vic i odważył się dotknąć klatki piersiowej Leo. Cóż kochal go bardzo mocno i chciał mu to pokazać. Dlatego powalał sobie na więcej. Poza tym trauma, traumą ale starszy Donovan musiał w miarę szybko wrócić do normalnego lub w miarę normalnego życia. Teraz gdy już sprawa lekarzy i opatrzenia niektórych ran została jako tako załatwiona Vic zaczął mocniej odczywać senność i wiele gestów oraz słów umykało wykończonemu Donovanowi. Oczywiście starał się jakoś na wszystko odpowiadać i pokazywać, że pomału odzyska zaufanie do wszystkiego i wszystkich. Niestety teraz choć Vic chciał się dowiedzieć od brata co on robi, że tak dobrze mu się powidzi, to jednak nie zadał tego pytania. Był zbytnio zmęczony i śpiący.
Gdy się już obudził niewiele pamiętał z tego co go ominęło w nocy. Cóż mu się dziwić nie było co. W końcu od pięciu lat przespał w miarę spokojnie całą noc. Teraz możecie sobie wyobrazić jak bardzo starszy Donovan musiał być szczęśliwy widząc leżącego koło siebie Leo. Powoli Vic przekonywał się, że to nie jest sen, a gdy zobaczył brata był pewny, że to co było, minęło. Później gdy usłyszał półprzytomny głos młodszego braciszka chciał mu powiedzieć, by jeszcze spał i przeprosić, że go obudził. Przecież poprzedniej nocy poszli bardzo późno spać. Jednak uśmiech jaki posłał mu Leo sprawił, że na chwilę Vic zapomniał języka w gębie i patrzył się otwartymi szeroko oczami na ten szczery gest.
- Leo doskonale wiem jak bardzo jestem kościsty, ale skoro było ci wygodnie to się cieszę. - powiedział i sam się uśmiechnął. Jednak to co się stało później lekko zmroziło starszego Donovana. Ok, wiedział, że młodszy brat nie zrobi mu krzywdy ale jednak go tym trochę wystraszył. Owszem całus był bardzo przyjemny ale Vic musiał dojść do tego po dłuższej chwili gdy już się upewnił, że zaraz po muśnięciu wargami jego czoła przez niebieskookiego nie nastąpi uderzenie w twarz. Oczywiście nie chciał by Leo przerywał to co robił, bo gdy już początkowe przerażenie minęło brązowooki mężczyzna odczuwał tylko przyjemność z tego gestu. Niestety gdy sam próbował odwzajemnić całusa i podnieść się do pionu iskra bólu wystartowała z jego mózgu do pleców, kostki i poranionej nogi. Teraz dopiero cierpienie dawało o sobie znać w dwójnasób i starszy mężczyzna choć nie chciał pokazał jak bardzo musi go coś boleć.
- Witaj braciszku. – powiedział po krótkim ukłuciu bólu. - Nie wiem która jest godzina, ale jakieś śniadanie by się przydało. Oczywiście mogę ci pomóc jak chcesz. – zaproponował i choć wiedział, że raczej do kuchni to on nie dojdzie o własnych siłach to jednak coś może zrobić, chociażby pokroić chleb czy jakieś warzywa. Oczywiście cały czas Vic nie spuszczał oczek z młodszego brata nie do końca wierząc, że wreszcie może przestać się chować po kątach czy też bać na każdym kroku i podczas każdej sekundy przebywania przy Leo. Niestety to pokazywało jak długą drogę starszy Donovan będzie musiał przejść, aby móc w miarę normalnie żyć.
mów mi:
Awatar użytkownika
0 lat
0 cm
singiel

Post

Oboje mogą odetchnąć całkowicie z ulgą i cieszyć się z faktu, iż pomimo przeciwności losu, odzyskali się nawzajem. Od dziś Leo cały czas będzie się opiekował swym bratem, aby jak najszybciej pomóc mu stanąć na nogi i chociaż nieznacznie zniwelować doznaną przez niego traumę, a jeśli dobrze pójdzie, nawet w całości ją zniszczyć. Wprawdzie patrząc na niego, wciąż łamało mu się serduszko, ale sam dostrzegał u niego nieznaczną poprawę, co jemu samemu sprawiało większą radość, a wraz z tym uspokajało go. Wszelkie obawy i troski stopniowo wyparowywały, a on głęboko wierzył, że naprawdę zacznie się coraz lepiej im obu w tym życiu układać, a nie notorycznie pod górkę. Najważniejsze, że ma Vicusia z powrotem, bo był przekonany już, że on od dawna nie żyje. Jednak okazało się inaczej, dodatkowo na przekór oprawcom, którzy nie będą triumfować, gdyż ponieśli klęskę. Dzięki temu nie odczują tej pieprzonej satysfakcji ze swoich intryg, których nigdy nie zrealizują. Poza tym dostaną nauczkę i Leo się o to postara! Czeka ich gorsze piekło niż te, jakie zafundowali bogu winnemu Vic'owi. Definitywnie sobie zasłużyli!
- Ależ ja to rozumiem, nie musisz mi tego tłumaczyć. Ja tylko... odnosiłem wrażenie, że próbujesz uparcie zaprzeczyć temu, w jak kiepskim stanie jesteś i masz to zupełnie gdzieś. - wyjaśnił pokrótce o co mu chodziło i jak odebrał jego wypowiedź, bo tak mu to właśnie wyglądało. Nijak nie podobało mu się, że wcześniej usiłował robić za twardziela, dla którego te wszystkie rany to takie nic. Nic ponadto. Chyba że coś źle zinterpretował, wówczas zwróci honor! W każdym razie jak już wynikało to z jego troski o niego i mógł być przez to nieco przewrażliwiony... co musiał mu wybaczyć. Widząc te zaszklone oczy, znowu chciało mu się płakać. Ostrożnie i dość niepewnie przytknął dłonie do jego policzków, aby ewentualnie otrzeć mu twarz z wyciekających łez. Przecież nie miał mu czego wybaczać, sam zresztą cholernie się cieszył, że do niego wrócił! Ach, gdyby mógł, odebrałby mu cierpienie w trybie natychmiastowym, lecz niestety tak się nie da. Jedno było pewne: kiedy następnego dnia odwiedzi ich lekarz, od tego momentu powinno małymi kroczkami wszystko wracać do prawidłowej normy, a ból i męki znikną bezpowrotnie. I tego Leoś kurczowo się trzymał. - Nie śmiałbym się z tym nie zgodzić. Po prostu... ilekroć na ciebie spojrzę, martwię się o twoje zdrowie bardziej. Mogę ci obiecać, że wyjdziesz z tego tak prędko, jak będzie to możliwe. - na podkreślenie swych słów jeszcze charakterystycznie położył rękę na sercu, co miało go zapewnić w przekonaniu, że jeśli on coś powie, nie rzuca słów na wiatr, a dana przysięga zostanie spełniona. Choćby się waliło i paliło! Nie miał zamiaru generalnie dolewać oliwy do ognia i stąd wyskoczył z taką, a nie inną propozycją. Oczywiście nie będzie uparcie trzymał przy swoim, jeśli Vic woli podejść do tematu inaczej. On uszanuje jego decyzję jaka by ona nie była. Zdecydowanie nie chciał, aby ten czuł się skrępowany czymkolwiek. Ot, pragnął jedynie ułatwić mu funkcjonowanie, aby też mógł bez większych problemów dostosować się na nowo do społeczeństwa. Bynajmniej nie miał na celu ograniczać go, ani nic z tych rzeczy. Wpadło mu coś do głowy, to myślał, że to całkiem niezłe rozwiązanie. A raczej tak mu się wydawało. - Domyślam się... Jasne, wierzę ci zatem na słowo. Postanowione. - nie silił się już na odpowiedź, a przystał na jego można powiedzieć prośbę. Może nie był do końca pewny, czy faktycznie nic się nie pogorszy, ale mocno liczył na to, że będzie dokładnie tak, jak mu przekazał i żadne słowa nie sprawią, że nagle zamknie się w sobie. Cóż, miał absolutne prawo mieć przed tym obawy widząc, do czego ta dziwka doprowadziła i jak potężnie zniszczyła go, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Posłał mu ciepły uśmiech czując na swojej klatce bijące od niego ciepło, gdy tak delikatnie go w tym miejscu dotykał, kusząc się jednocześnie o to, aby przenieść na jego dłoń swoją własną i niemal nieodczuwalnie go po niej pogładził. Wcale nie musiał mu niczego udowadniać. Wiedział, że go kocha miłością bezgraniczną, co naturalnie odwzajemniał. Nie był ślepy, szybko wyłapał, jak strasznie zmęczony jest jego braciszek, więc już nie poruszał kolejnych tematów. Jutro sobie porozmawiają, zwłaszcza że od teraz będą mieli na nadrobienie zaległości mnóstwo czasu!
Nic dziwnego, że obaj usnęli praktycznie od razu tuż po ogarnięciu przez Leo kanapy, aby mogli się wygodnie ułożyć i pójść spać. To była pełna wrażeń i emocji noc, co nie ulegało jakimkolwiek wątpliwościom. On zapamiętał akurat każdy, najdrobniejszy szczegół. Nie był na tyle wyczerpany, by cokolwiek pominąć. Najwyżej opowie Vicusiowi co i jak, aby odświeżyć mu pamięć! Nie miał również do niego pretensji o to, iż go obudził, toteż z tego powodu nie musiał go przepraszać. Ponadto i tak już by nie zasnął ponownie. Motałby się, wiercił, kręcił, przewalał na drugi bok i nic by z tego nie wynikło! Czuł się taki uradowany, że to nie był żaden sen... a jego brat istotnie leżał obok niego. W związku z tym uśmiech machinalnie wpełzał na jego usta i ani mu się śniło z nich schodzić. - Nie przejmuj się... mi to w niczym nie przeszkadzało. Poradziłem sobie. Jestem wypoczęty! - zauważył zgodnie z prawdą, takim mega rozentuzjazmowanym głosem, co wyraźnie wskazywało na to, jak wielkie szczęście go ogarniało z jego obecności. Ten pocałunek w czoło... wykonał tak odruchowo, nie mógł się jakoś powstrzymać, choć był świadom, że może na taki gest niezbyt pozytywne zareagować. Dlatego z całych sił starał się zrobić to w taki sposób, by go nie spłoszyć. Chyba mu średnio wyszło... Kiedy to doń dotarło, aż się skrzywił. - Jezu... wybacz, nie chciałem cię wystraszyć... - odparł, wypowiadając te zdanie półszeptem, takim zbolałym tonem, w którym łatwo szło wyłapać smutek. Nie no, jak on nie ściągnie zaraz tu jakiegoś specjalisty, aby ten opatrzył Vic'a, prawdopodobnie oszaleje... on dalej się okropnie męczył i nie wmówi mu inaczej! - Nie wiem, czy to dobry pomysł... Mogę pójść i umyć jakieś owoce, jakoś na nic innego nie mam ochoty. Przyniosę, zjemy i... dzwonię po lekarza. Tak dłużej być nie może. - zażądał, nie przyjmując odmowy, ani sprzeciwów. Zdawał sobie sprawę, że tego nie znosił, ale musiał się tego w końcu podjąć dla jego własnego dobra. Miał nadzieję, że ten nie pogniewa się na niego o dokonanie ostatecznego werdyktu w tej sprawie. Nie oszukujmy się... i tak by do tego doszło prędzej czy później; nie wywinąłby się od nieuniknionego. Wątpił, aby mógł wstać, a co dopiero miałby zrobić coś, co wymaga włożenia w to znacznie większego wysiłku!
Leo niewiele myśląc dźwignął się na równe nogi i zeskoczył z kanapy. Poleciał pierw na górę po swój telefon, zahaczając po drodze o swoją sypialnię, aby zajrzeć na sekundkę do Aurory. Smacznie sobie spała, to jej nie budził. Zszedł na dół i popędził do kuchni po obiecane owoce, zdezynfekował je z wszelkich gówien, po czym wrócił obładowany różnymi ich gatunkami i położył je na stoliku, który znajdował się po środku salonu. - Smacznego. - dodał na sam koniec, posyłając mu taki odrobinkę blady uśmiech, a następnie dobrał do talerza, z którego wyciągnął jabłko, wgryzł się w nie i począł nim delektować.
<center>Obrazek
KPRelacjeTelefonWillaInformatorProblemator
SzafaCackaZwierzakiFacebookInstagram
</center>
mów mi:
Vic Donovan
lat
cm

Post

Tak czas martwienia, obaw i kłopotów przynajmniej tych niedawnych z pewnością się dla Vica skończył. Owszem dalej musiał od czasu do czasu starszy Donovan myślał, że to piękny sen jednak zaraz sam dochodził do wniosku, że to musi być prawda. Cóż doskonale pamiętał bowiem, że żaden sen jakie go nawiedzały jeszcze w niewoli nie był tak długi i Vic zdecydowanie nie czuł się wówczas tak bardzo szczęśliwy. Oczywiście brązowooki zdawał sobie sprawę z tego, że będzie przez jakiś czas musiał poddać się opiekuńczym ramionom brata i trochę czasu minie zanim stanie pewnie na własnych nogach, choć tego chciał najmocniej. Wiedział też, że razem z bratem pokonają tą traumę jaka była w nim zakorzeniona i w niedługim czasie wszystkie pozostałości mówiące w jak kiepskim stanie był starszy Donovan znikną bezpowrotnie. Jednak na razie niestety trzeba będzie jakoś znieść widok wychudzonego Vica i jego odstających bardzo mocno kości obojczyków, ale na takim jedzeniu jakie mu serwował Leo na pewno szybko zarówno waga jak i stan fizyczny starszego z mężczyzn się zmieni. Owszem choć to co się stało nie było zakończeniem żadnej bajki to jednak w pewnym sensie dla jednego i dla drugiego z braci było to Happy Endem. Dla Vica znaczyło to więcej niż wszystko co do tej pory otrzymał od losu i był naprawdę szczęśliwy choć pokazywał to w swój własny, niepodrabialny i niepowtarzalny przez nikogo sposób. Poza tym Vic zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał przejść przez własne, prywatne piekło ale na pewno to, co zgotuje jego oprawcom Leo będzie o wiele gorsze. Nie wiedział dlaczego ale zaczynał im współczuć, bo zdawał sobie sprawę z tego jak nieustępliwy, uparty i konsekwentny w swoich czynach potrafi być jego młodszy brat.
- Leo, gdybym próbował to robić to na siłę trzymałbym się na nogach, starał się chodzić czy pokazywać tobie w inny sposób, że nic mi nie jest. Ja tylko chciałem ci przekazać co ja myślę o tym wszystkim. Jeśli zabrzmiało to inaczej to cię bardzo przepraszam. I wiem o tym, że zrobisz wszystko bym wyszedł z tego jak najszybciej. – powiedział pokazując bratu jak mógłby się zachować gdyby chciał mu coś na siłę udowodnić, a wiedział, że gdyby się uparł mógł, by to zrobić. Jednak nie widział sensu w kryciu się przed rodziną, przecież to jedyne wsparcie jakie ma. Także okłamywanie kogoś, kto znał Vica tak dobrze nie miało najmniejszego sensu, gdyż starszy Donovan wiedział, że wszystkie najmniejsze próby spełzną na niczym. Ok brązowooki rozumiał brata i odruchowo ocierał łzy z jego oczu. Wtedy nie myślał o traumach czy o krzywdach ale o to, że widział jak jego bratu było ciężko i od razu przestawiał się na tryb pomocy innemu człowiekowi. On tak już miał. Nawet będąc poobijanym psychicznie i fizycznie potrafił wszystko wyłączyć i postawić siebie na dalszym planie, a starać się zadbać o drugą osobę. Może altruistą nie był, ale potrafił współczuć i widział jak mało kto krzywdę innych. Poza tym brązowooki mężczyzna rozumiał dlaczego jego młodszy brat postąpił właśnie tak, a nie inaczej. Vic nawet podejrzewał, że gdyby sytuacja była odwrotna postąpił by dokładnie tak samo dlatego nie miał bratu za złe jego słów i motywów jakie powodowały Leo. Wręcz przeciwnie, starszy Donovan się cieszył, że obaj dalej funkcjonują na tych samych lub podobnych falach mimo tego, że nie widzieli się taki szmat czasu. Oczywiście Vic zdawał sobie sprawę, że pewne aspekty wyrwania się z więzienia będą odczuwalne jeszcze przez jakiś czas ale to naprawdę było dla starszego z dwójki mężczyzn najważniejsze. Na kolejne zdanie brata skinął głową i lekko się uśmiechnął. Oczywiście sam nie był pewny czy na pewno nic się nie pogorszy ale nawet gdyby tak było to na pewno nie będzie to wina Leo czy kogokolwiek innego. Owszem to co zrobiła była Leo było również dla Vica głupim sposobem na odzyskanie kogokolwiek. Przecież wmówienie komuś czyjejś śmierci nie jest najlepszym sposobem na pokazanie swojego uczucia. Chociaż była dziewczyna Leo mogła uważać, że po prostu starszy Donnovan jej przeszkadza, to Vic nawet wówczas nie mógł zrozumieć jej postępowania więc nie powinien jej też współczuć, a jednak było inaczej. Ot cały brązowooki. Zawsze będzie po stronie tego, któremu jest gorzej niż jemu. Dopiero gdy zobaczył jak Leoś przygotowywał łóżko i jak robił wszystko, by było dobrze starszemu z mężczyzn, Vic poczuł się strasznie zmęczony i rzeczywiście padł jak długi od razu po tym jak jego plecy dotknęły łóżka. Zmęczenie i emocje wzięły nad nim górę i nawet nie czuł jak Leoś się do niego przytulił. Zresztą wcale mu to nie przeszkadzało, bo ciepło ciała brata i jego spokojny oddech działał wiele dobrego i spowodował to, że Vic przespał spokojnie od pięciu lat całą noc. Nic więc dziwnego, że gdy Vic wreszcie otworzył oczy był lekko zdezorientowany i niewiele pamiętał z tego co się wydarzyło, a przez to było mu naprawdę głupio, że nie zarejestrował tej pierwszej rozmowy jaką toczył z bratem od pięciu lat. Ale wiedział, że jak tylko o tym powie to może liczyć na Leosia. Poza tym starszy Donovan też był szczęśliwy i wreszcie czuł, że nikt, ani nic go nie torturuje ani nie zamierza prześladować. I gdyby umiał wyrażać uczucia tak jak robił to czasem Leo na pewno, by mu o tym opowiedział na razie jednak były ważniejsze sprawy, o których chciał pogadać.
- Postaram się tym nie przejmować braciszku. Jednak pamiętam jak nie lubisz spać w niewygodnych pozycjach czy też na nie wygodnych powierzchniach. Ja się w tym momencie zaliczam do tych drugich. Ale wierzę ci na słowo i widzę, że jesteś wypoczęty. – potwierdził ostatnie słowa brata widząc jego entuzjazm sam chciał pokazać taki sam. Zapomniał tylko, że jest wykończony i poraniony. Dlatego się skrzywił, a nie z powodu jakiegoś gestu młodszego z braci. Chociaż to trzepnięcie ręką, choć miało oznaczać co innego dla starszego Donovana było aż nazbyt podobne do uderzenia i dlatego też się skulił.
- Leoś nie masz mnie za co przepraszać. Nic się wielkiego nie stało, a moje mięśnie i stawy się po prostu zastały i nie ruszałem się od momentu gdy poszliśmy spać. Gdybym funkcjonował przez cały ten czas byłoby inaczej. – powiedział zgodnie z prawdą gdyż trochę się na tym znał. Oczywiście sam by się nie opatrzył, bo nie posiadał fachowej wiedzy lekarskiej i ciężko by mu było się zszywać czy nastawiać kości ale gdyby musiał pewnie znalazłby jakiś sposób, aby to zrobić. Po czym zdrową ręką lekko pogłaskał Leosia po policzku i z oczkami godnymi kotka ze Shreka spojrzał na swojego młodszego braciszka. – Mam do ciebie prośbę. Będziesz mógł być przy mnie gdy ten lekarz będzie się mną zajmował. Wiesz wolę nie zostawać z nim sam na sam. – poprosił i leciutko się uśmiechnął. Poza tym naprawdę chciał pomóc Leo w przygotowaniu śniadania ale już samo to jak go wszystko zaczęło rwać dało mu do zrozumienia, że lepiej dla niego będzie jak na razie powstrzyma swoje zapędy do pomocy chociaż trzeba było powiedzieć, że ciężko mu było to zrobić. Oczywiście propozycja młodszego Donovana bardzo mu się spodobała. Vic lubił owoce i czasem nawet na śniadanie robił sobie jakiś jogurt z pokrojonymi na kawałki owocami jednak teraz też nie czuł jakiegoś wielkiego głodu więc taki posiłek był nawet wskazany.
- To znakomity pomysł braciszku. Przecież wiesz jak bardzo lubię wszelkiego rodzaju owoce. Także dla mnie to najlepsze wyjście z tej sytuacji. I nie będziesz musiał się zbyt wiele narobić. – powiedział i na ostatnie słowa brata skinął głową. Wiedział, że kłótnia czy przekonywanie Leo o tym, że lekarz może poczekać jest głupim pomysłem więc po prostu się z nim zgodził. Po czym patrzył na brata jak to z prędkością światła załatwiał poszczególne sprawy i marzył, aby sam mógł tak się zachowywać ale niestety na razie miał lekko utrudnione zadanie.
Gdy Leoś wrócił z owocami Vic wybrał z tego wszystkiego dość sporą gałązkę winogron i zaczął zajadać obecne na niej owoce. Lekko się uśmiechał do siebie przypominając sobie rodzinne śniadania w weekendy, gdy robił dokładnie to samo i to sprawiło, że zapragnął jak najszybciej dojść do siebie.
- Leoś powiedz mi proszę jak to się stało, że stać cię na tak wielki dom? – zapytał z ciekawością wypisaną nie tylko na twarzy ale również i w głosie.
mów mi:
Awatar użytkownika
0 lat
0 cm
singiel

Post

Najlepiej kwestię zmartwień i tych dobijających rzeczy zostawić w tyle, bo nie ma sensu dłużej się nad nimi roztkliwiać. Było, minęło, czas skupić się na pozytywach i cieszyć się z obecnego obrotu wydarzeń. Zawsze mogło być znacznie gorzej, prawda? A tak wszystko wyraźnie szło ku lepszemu, natomiast obaj bracia Donovan w końcu zaznają upragnionego szczęścia; będą całkowicie spełnieni, a Vic ostatecznie wyzdrowieje, w co Leo szczerze i z całego serca wierzył. Dobrze powiedziane; on nie odpuści i jego była dziewczyna wraz z jej przydupasami dostaną taką nauczkę, że do końca swych dni sobie go zapamiętają i odechce im się krzywdzenia kogokolwiek. Zamierzał się postarać o to, aby zaznali gorszego piekła niż te, przez które musiał jego brat przechodzić. W efekcie z pewnością nikt więcej już przez nich nie ucierpi. Koniec kropka.
- Vic... Naprawdę nic się nie stało, nie przepraszaj mnie. Źle to zinterpretowałem, moja wina. Wynikło to z mojego silnego zaniepokojenia twoim stanem. Teraz już wszystko jasne. - po usłyszeniu od niego wyjaśnień co i jak, wreszcie dotarł do niego jego punkt widzenia. Nie miał już absolutnie żadnych wątpliwości, które właśnie zostały rozwiane. Zdecydowanie był przewrażliwiony, i mógł niektóre rzeczy nie tak jak trzeba odebrać. Jednak dziwić mu się? Widząc go tak zniszczonego, trudno byłoby się o niego przesadnie nie zamartwiać. Chciał się o niego jak najlepiej zatroszczyć. Nic ponadto. Ostatnią część jego wypowiedzi przemilczał. W odpowiedzi i na potwierdzenie tychże słów, posłał mu kojący, a zarazem ciepły uśmiech. Nie widział potrzeby w dodawaniu czegokolwiek w tej kwestii, skoro byli pod tym względem zgodni.
Doceniał to, że jego brat ocierał spływające z jego oczu ciurkiem po policzkach łzy, mimo bycia tak mocno zmizerniałym. Starał się aż tak bardzo nie rozklejać, aby nie musiał się wysilać - w jego mniemaniu powinien odpoczywać. Wtedy szybciej zregeneruje utracone siły. Nie był pewien co do nadawania na tych samych falach... jak widać Leo nie do końca nadążał za jego tokiem rozumowania. Czasem zajmowało mu to dużo dłużej, by go jakoś rozgryźć, a też nie za każdym razem był w stanie do końca odgadnąć, co on właściwie miał na myśli. Będzie musiał się oswoić na nowo z tym wszystkim i pewnie z niektórymi aspektami ciężej mu to przyjdzie, gdyż Vic bywał naprawdę momentami nieznośny.
Młodszy Donovan bynajmniej nie czuł wobec swojej byłej żadnego rodzaju empatii... nienawidził jej i tego nie zmieni. Gdyby usłyszał od niego taki absurd, że jej jakkolwiek współczuje, choć nie miał ku temu kompletnie powodu... przecież to totalnie popierdolone! Prawdopodobnie wyśmiałby go, no sorry... nieważne, że należy do rodziny. Jak nie chce drastycznej reakcji, lepiej niech mu o tym nie wspomina.
Leo zapewne równie szybko zasnął, gdyż sam został przedwcześnie wyrwany ze snu i nie był najprzytomniejszy. Wprawdzie nieco się rozbudził, ale bycie skonanym zaczynało uderzać w niego z podwojoną siłą i jak wtulił się w ciało brata, samoistnie odpłynął, co nie było niczym dziwnym. Zwłaszcza po tak emocjonujących przeżyciach, jakie przyszło mu dziś w nocy doświadczyć. Jak czegoś z jakiegoś powodu Vic nie będzie pamiętał z tego co mu mówił, dosadnie mu o tym przypomni.
- Będę trzymał za ciebie kciuki. Wierzę, że stawisz temu czoła! No i co z tego? Gdyby było inaczej, nie wyspałbym się. Skoro widzisz i to przyjąłeś do wiadomości... nie ma o czym gadać! - wzruszył lekko ramionami, trochę nie rozumiejąc, czemu go jego reakcja zdziwiła i czemu tak usilnie chce mu wmówić, jak okropnie niewygodny jest. Może i nie lubi takich powierzchni, ale się tym nie przejmował głównie dlatego, że był w tamtej chwili ledwo żywy i było mu już szczerze obojętne w jakich warunkach zaśnie. Byle wreszcie móc zaznać upragnionego wypoczynku. Po obudzeniu odruchowo wykonywał pewne gesty, zapominając zupełnie o tym, że niektóre ruchy mogą sprawić, iż ten się skuli ze strachu. Nie robił tego specjalnie... - Jakoś ci nie wierzę... ale niech ci będzie. - westchnął, ponieważ jego słowa go jakoś nie przekonywały - czuł, że to coś więcej, niż jakieś zastane mięśnie. Wątpił, aby jakkolwiek się na tym znał. Cóż, to jego osobista opinia... Aczkolwiek nie chciał się z nim sprzeczać, toteż odpuścił. Jedno było pewne - starszy Donovan potrzebował natychmiastowej pomocy lekarskiej i tego podważać nie mógł. Nie lubił, gdy ktoś usiłuje go przekupić przesłodzonymi zachowaniami... szczególnie że będąc tak rozwalonym psychicznie takowe doń nie pasowały. Aż dziw, że dał radę się na to w ogóle zdobyć. Coś mu tu nie pasowało... - Ja... nie mogę. Musisz sobie z tym jakoś poradzić. Już i tak Aurora pewnie jest mocno zaniepokojona. Chciałbym do niej pójść i przy niej pobyć. - kurde, jest dorosłym facetem, niech mu się tu nie mazgai i nie robi z siebie aż takiej ofiary, ani jakichś scen! No ludzie, krzywdy mu ten lekarz nie zrobi! Odsunął się od niego, aby znów nie wywołać u niego chęci do wykonania pozycji embrionalnej. - A im szybciej po niego zadzwonię, tym szybciej cię opatrzy i po krzyku. - dodał po wzięciu głębszego wdechu i przełknięciu śliny. Och, on wolał, by mu nie pomagał w tym śniadaniu, niech siedzi na dupie. Już lepiej jak on je ogarnie, bo inaczej przeszkadzałby mu w tym jedynie. Kolejnej jego wypowiedzi nie skomentował w żaden sposób. Przytaknął potwierdzająco głową i ulżyło mu, że nie wykazywał żadnych sprzeciwów. Zwariowałby, gdyby Vic zaczął wdawać się z nim w jakiekolwiek dyskusje wiedząc, że i tak by z nim nie wygrał. Krew by go zalała, serio! Dzięki temu mógł ruszyć tyłek i wykonać odpowiedni telefon, przy okazji nakładając na szybko jakąś koszulkę na siebie. Nie chciał świecić nagą klatą w obecności lekarza... Następnie przyniósł do salonu talerz rozmaitych owoców, tak jak obiecał. Usiadł z powrotem na tym samym miejscu, utrzymując znaczny dystans, coby znów nie zdeprymować brata. Zajadał się jabłkiem i poddał głębokim przemyśleniom. Dopiero głos mężczyzny wyrwał go z tego krótkotrwałego letargu, z czego nie był zadowolony, ale nie dał po sobie nic znać. Przeżuł dokładniej kawałek, który miał w buzi, przełknął go, aby móc mu jakoś odpowiedzieć na zadane pytanie, które w jego odczuciu było głupkowate. - Czemu to jest takie zaskakujące? Spełniłem swoje największe marzenie... jestem sławnym modelem, dobrze zarabiającym... więc mogę mieć wszystko, czego dusza zapragnie. - stwierdził z lekkością, jakby to nie było nic takiego. Mógłby się domyślić z jakiego powodu go na tyle stać, skoro tak niby dobrze go znał. Zawsze mu mówił na czym mu zależy, a wraz z tym podkreślał, iż kiedyś tego dokona. Ponadto ich rodzice wciąż zbijali kokosy. To oni pomogli mu ruszyć z karierą i począł ją zgrabnie rozwijać, co czyni dalej. Usamodzielnił się, zarabia na swój koszt coraz więcej i nie musi się już kwestią finansową przejmować wcale. Powoli skończył ostatecznie konsumpcję jabłka i odłożył ogryzek na jakiś pusty talerzyk, znajdujący się na stoliku przed nimi. Jakoś go tak nagle zawiesiło. Sytuację uratował dzwonek do drzwi. Tak, był to lekarz. Dziękował mu w duchu, że tak szybko przybył. Niczym poparzony, popędził do holu i mu otworzył. Wprowadził do środka, przekazując szczegóły i poprosił, aby zajął się poszkodowanym mężczyzną. - Ja was zostawiam. Będę w pobliżu za ścianą obok, powinno ci to wystarczyć Vic. - oświadczył, zwracając się głównie do brata, po czym opuścił pomieszczenie i poszedł po schodach na górę do Aurory. Nie chciał, żeby ta siedziała na górze taka sama i jeszcze gorzej zdezorientowana. Czuł, że go potrzebuje w tym momencie bardziej, niż Vic, dlatego wybór był dla niego prosty i się nad tym nawet nie zastanawiał.

[z/t x3 zarówno Leo, Aurora jak i Vic, tak żeby nie było potem niejasności xD]
<center>Obrazek
KPRelacjeTelefonWillaInformatorProblemator
SzafaCackaZwierzakiFacebookInstagram
</center>
mów mi:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Willa Donovanow”