[Julia Grace]

kamień spadł jej z serca. O matko jak Nez się dowie to jej serce pęknie. Popatrzyła na niego
- widzisz? wolę samochód od czyjegoś życia - spojrzała na subaru, a później na zgliszcza.
- i tak, jestem samolubna, może nie idiotka, ale samolubna. Więc daj sobie spokój - powiedziała podchodząc do niego. Położyła palec pod jego brodą i uniosła jego bużkę delikatnie patrząc mu w oczy. Pocałowała go krótko

[John Hemsworth]

-Nie mam dziś sił na Twoje gierki.-powiedział patrząc na nią po tym krótkim pocałunku.Już nie chciał komentować jej wcześniejszych słów.Jemu też trochę serce pękało jak widział tyle zgliszcz.
-Jedź do domu się wyspać.-przed nim było jeszcze trochę roboty.A i pewnie se palca ubrudziła

[Julia Grace]

- nigdy nie będziesz miał na nie siły - mruknęła trochę psychopatycznie i spojrzała na jego kolegów
- i uwierz, nie mam ochoty na sen. Coś mi przerwano - powiedziała celując do niego palcem. "Strzeliła" w niego
- miłego Joseph - posłała mu buziaka puszczając oczko i pojechała w siną dal!

[Amelia Jones]

No to Charlie sobie przylazł póxnym wieczorem w te okolice.Niebyłtu nigdy więc jakoś tak po kilku piwkach tu zaszedł by sobie "pozwiedzać".łaził sobie, łaził az się natknął na kilku typów, który własnie okradali jakiegoś chłopaka.Nie wiele mysląc Charlie od razu postanowił pomóc chłopakowi.
-Hej! Zostawcie go! - krzyknął do zbirów idąc w ich stronę.Napastników było 2ch.Spojrzeli w kierunku Charliego.jeden ruszył kuniemu a drugi dalej trzymał tamtego biedaka.
-A bo co nam zrobisz?SPierdalaj stąd jak nie chcesz kłopotów! - odparł tamten.
-Kłopoty wlasnie was znalazły - warknął Charlie i rzucił się z pięsciami na kolesia, któego dośc syzbko powalił na glebe.Drugi skoczył z pomoca kumplowi.
-Wiej! - Krzyknął Charlie do przerazonego czhłopaka po czym zaczął się bić z oprychami.No ale, ze ich było dwóch i do tego jeszcze mieli kose to w końcu Charlie zaczł zwiewać...no i wybiegł z fabryki na zewnatrz i biegł w stronę drogi..

[John Hemsworth]

Czarna furgonetka zajechała do opuszczonej fabryki, gdzie zatrzymała się koło małego budynku, który pewnie niegdyś był biurem. Wyszło trzech kolesi z samochodu, a później kolejnych dwóch, którzy prowadzili Michelle z torbą na głowie. Zaprowadzili ją do budynku i posadzili na krześle dobrze do niego ją przywiązując. Na koniec zdjęli z jej głowy torbę. Sami nosili kominiarki.

[Josephine Morgan]

Nie wiedziałam co się dzieje , glowa mnie bolała i krwawiła od uderzenia. Powoli otwierałam oczy , nie wiedziałam kim są Ci ludzie. Po chwili poczułam , że jestem unieruchomiona.

[John Hemsworth]

-Dobra, jej braciszek odebrał wiadomość. Teraz czekamy na kokę. W sumie i tak zabijemy tą dziwkę.-powiedział jeden z porywaczy do drugiego bardziej masywnego
-W sumie szkoda takiego ciałka, może sobie jeszcze poużywamy.-zaśmiał się i obaj spojrzeli na dziewczynę, a później przyszedł jakiś gość.
-Wypad mi stąd, zobaczcie lepiej debile czy nikt was nie śledził.-powiedział i obaj wyszli z pomieszczenia. Goc sobie usiadł przy biurku i sobie siedział. Wszyscy mówili z latynoskim akcentem.

[Josephine Morgan]

Teraz to już w ogóle nic nie rozumiałam , przecież Henry nie wiedział o moim istnieniu xD.
-chyba coś wam się pomyliło-powiedziałam cichym głosem głowa mnie napieprzała , do tego nie mogłam się ruszyć.

[John Hemsworth]

Zainteresowany przywódca porywaczy wstał i podszedł do kobiety.
-Co nam się pomyliło dziecinko?-zapytał i przykucnął dwa metry przed nią
-Czy to nie Ty jesteś siostrzyczką Clive'a Tellera?-zapytał unosząc brew do góry.

[Josephine Morgan]

Spojrzałam na mężczyznę , jeszcze nie za dobrze widziałam po tym uderzeniu.
-czego chcecie od niego ?-spytałam i próbowałam uwolnić ręce.
-tak jestem jego siostrą i co wam do tego-powiedziałam spokojnym głosem wiedziałam , że w ten sposób nie będą polowali na prawdziwą siostrę.

[John Hemsworth]

-Cóż... zawiną coś co należy do nas i musimy to odzyskać.-wzruszył ramionami.
-Domyślamy się, że pakunek chciał oddać na policję, ale jeszcze tego nie zrobili.-zaśmiał się, a później zdjął kominiarkę. Michelle mogła zobaczyć meksykańca.
-Jak zdąży na czas to oddamy Cię całą i zdrową, a jak nie... no nie chciałbym pokiereszować tak ślicznej buźki.-puścił jej oczko.

[Josephine Morgan]

-jesteś taką ciotą , że boisz się stanąć z nim twarzą w twarz i wolisz porwać jego siostrę , mężczyzna od siedmiu boleści-powiedziałam i zaśmiałam się i jęknęłam z bólu głowa nadal napieprzała. Jak zwykle miałam niewyparzoną buźkę.
-nic Ci nie odda bo nic nie ma -powiedziałam i spojrzałam na meksykańca.

[John Hemsworth]

-O jaka wygadana.-zaśmiał się i usiadł sobie na blacie stolika
-Ma, ma i dobrze o tym wie.-powiedział i zaczął bawić się pistoletem
-Pewnie poczekamy sobie trochę tutaj we dwoje.-powiedział do kobiety, a później zagwizdał raz. W drzwiach pojawił się jakis chudszy facet.
-Jedź na lotnisko zobacz co z paczką. Siedź tam póki jej nie podrzucą.-powiedział, a facet wyszedł zamykając za sobą drzwi. Odpalił jakiś samochód i odjechał.

[Josephine Morgan]

-figo fago ręce mi zdrętwiały -powiedziałam i spojrzałam na mężczyznę, czułam jak po skroni nadal leci mi krew.
-a ta broń to zamiast jaj między nogami , co ?-spytałam i uśmiechnęłam się do kolesia.

[John Hemsworth]

-To dobrze.-powiedział i tak miał gdzieś to co mówiła. Nie chciał jej robić większej krzywdy bo po części jednak Clive'a szanował. Mimo wszystko.
-Ta broń to jednak, gdyby nas znaleźli i przyszli tu po Ciebie. pierwszą kulkę dostaniesz Ty, a później Twój braciszek.-puścił jej oczko.