[Colton Grey]

-szczerze to nie wiem , pytałem w jednej kawiarni jak przyjechałem i podano mi namiar do Ciebie -powiedziałem i uśmiechnąłem się.
-ja przyjechałem tu z Alabamy i mam nadzieje , że uda mi się tu zadomowić -powiedziałem i dopiłem swoją kawę.

[Emily Johnson]

-A no widzisz, to nawet nie wiedziała, że wszyscy mnie znają w miasteczku, żeby mój namiar podawać..-zaśmiałam się..
-Oo wow..-powiedziałam. -A dlaczego akurat tutaj? i dlaczego się wyniosłeś stamtąd?-zapytałam, popijając kawę..

[Colton Grey]

-no widzisz jaka niespodzianka-powiedziałem i uśmiechnąłem się.
-powiedzmy , że musiałem zmienić otoczenie i wypadło na Tree Hill miasteczko jest spokojnie , nie przepadam za takimi miejscami jak NY czy LA za głośno tam i moja knajpka nie miała by tam racji bytu

[Emily Johnson]

-No a takie niespodzianki zawsze są fajne..-powiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na niego..
-no rozumiem..-pokiwałam głową..-W sumie fajnie, że wybrałes nasze miasteczko i mam nadzieję, że się nam uda jutro z tą koncesją i dobrze będzie ci się prowadzić tą knajpę..-powiedziałam z uśmiechem.

[Colton Grey]

-też mam taką nadzieje , bo nie mam kasy , żeby zainwestować w innym mieście więc musi sie to udać -powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.
-to ja już nie będę przeszkadzał , widzimy się jutro u burmistrza przed 12 czy mam przyjechać najpierw tutaj i stąd pojedziemy razem?

[Emily Johnson]

-No to w takim razie, widzimy się jutro..-powiedziałam i spojrzałam na niego..-Możemy się spotkać tutaj, jeszcze przejrzę dzisiaj dokładnie dokumenty i może jak będę miała jakieś pytania, to jeszcze będziemy mieć chwilę na rozmowę..-uśmiechnęłam się do niego.

[Colton Grey]

-dobrze , to w takim razie do jutra i dziękuje za dzisiejsze spotkanie-powiedziałem wstałem z krzesła pożegnałem się i wyszedłem z gabinetu Erici , a później z wytwórni i poszedłem do domu.

[Emily Johnson]

No ja pewnie też wyszłam z wytwórni w końcu, ale następnego dnia rano już powróciłam do swojego miejsca pracy, ostatnimi czasy, dość często pracowałam.
Siedziałam sobie przy biurku i przeglądałam dokumenty, kiedy się zrobiło już późno, spakowałam swoją aktówkę, zabrałam torebkę i wyszłam z biura.

[Emily Johnson]

Przyszłam sobie spacerkiem do pracy i wjechałam windą na nasze piętro i przyszłam do swojego gabinetu. Usiadłam przy biurku, włączyłam laptopa i zaczęłam sobie pracować.

[John Hemsworth]

James trochę poćwiczył w domu, zjadł pożądne śniadanie, posiedział jeszcze przed tv i przyszedł do Erici popołudniu. Nie będzie jej przecież przeszkadzał w pracy z samego rana
W każdym razie wszedł do środka i zapukał do drzwi jej gabinetu.

[Emily Johnson]

Usłyszałam pukanie do drzwi i oderwałam głowę od ekranu komputera , bo pisałam pewnie jakąś porywającą umowę współpracy, uśmiechnęłam się widząc Jamesa..
-Dzień dobry Panu, w czym mogę pomóc?-zapytałam z figlarnym uśmiechem na ustach i spojrzałam w jego oczka.

[John Hemsworth]

-Dzień do ry. Myślę, że może mi Pani pomóc w czymś przyjemnym.-powiedział podchidząc do biurka nad którym się pochylił.

[Emily Johnson]

-W czymś przyjemnym, powiada Pan?-zapytałam i spojrzałam z figlarnym uśmiechem w jego oczka i oblizałam swoje wargi.
-A co konkretnego chodzi Panu po głowie?-zapytałam, przybliżając do niego swoją twarz, tak że się prawie stykaliśmy ustami.. Ale dzieliły nas takie milimetry w sumie jeszcze, czułam jego oddech na swojej skórze.

[John Hemsworth]

-Myślę bardzo przyjemnym.-powiedział i pocałował ją namiętnie bo nie mógł wytrzymać tego jak. Lisko była i jej nie dotykał.
-Myślę, że chcę Panią zerżnąć.-powiedział wprost unosząc brew do góry

[Emily Johnson]

-Hmm, ciekawa propozycja..-powiedziałam i odwzajemniłam jego pocałunek namiętnie, gdy powiedział o tym rżnięciu to aż mnie przeszedł dreszczyk, poczułam mrowienie na całym ciele, ah, ten jego głos.
Bez słowa wstałam z krzesła, podeszłam do drzwi gabinetu i przekręciłam je na kluczyk, a potem oparłam się o nie pleckami i uniosłam nogę do góry, spódnica mi się podwinęła, odsłaniając pas od pończoch.
-Czekam..-powiedziałam figlarnie i przygryzłam wargę, rozpuściłam włosy z wysoko upiętego koka, rozsypały się po moich ramionach.