[Andreas]

[Andreas]

Wszedlem do sali, spokojnie wzrokiem ogranalem pomieszczenie, to tutaj zapadną najważniejsze decyzje...
Usiadlem u szczytu stołu i odpalilem fajke czekalem na chłopaków i Jamesa

[Matt Dawson]

James poszedł po chłopaków i po chwili wszyscy wkroczyli do sali i usiedli na swoich miejscach.
-Sprawa wygląda tak.-zaczął i oparł się łokciami o stół
-Meksykańcy chcieli przejąć nasz ładunek.Popytałem w mieście kilku osób i wygląda na to, że z przyjazdem Tigha nasi nowi "koledzy" chcą się tutaj bardziej zadomowić. Z tego co się dowiedziałem, to za miastem mają wytwórnię koksu i to dośc sporą.-powidział mówiąc poważnie patrząc się po wszystkich, a na końcu wzrok jego spoczął na Tighu

[Andreas]

Popatrzyłem po wszystkich... Jak James zaczął mówić analizowałem co mówił. Sprawy się komplikowały.
- Dobra, nie wyglada dobrze, ale tragicznie jeszcze nie jest - dodałem gasząc fajkę.
- jeżeli to meksy to kurwa raczej nie Majowie, oni by się od razu ujawnili - zastanowiłem się - chyba ze to ktoryś z ich gownianych podgangów robi sobie samowolkę - spojrzałem po reszczie...

- Jestem za likwidacja smażalni, ale z jak najmniejszą liczbą ofiar - odpowiedziałem - pozatym załatwiłem nam krycie w policji więc jakby co możemy ich też uzyć... i do tego bede miał inforamacje od nich co i jak

[Matt Dawson]

-Czyli Ryan przyszedł tak jak się z nim umówiłem?-zapytał tak dla pewności, co by ie musiał mu lekkiego wpierdolu, yy znaczy tłumczyć mu co i jak
-Jeżeli tak, to może wydamy smażalnię Ryanowi jako wyraz naszej dobrej woli.-zaproponował przed wszystkimi

[Andreas]

Popatrzyłem po reszcie - o to mi chodzilo - pokiwalem na tak
- ale musimy też zaznaczyc swoja obecność... - kontynuowałem bo wiedzialem ze pokaz siły dla dilerów musi byc...
- my wpadamy, lapiemy gnidy po czym przyjezdza Ryan i wg prawa ich zgarnia - skonczylem fajkę...
- kto jest za ? - zapytałem po zebranych i tak widziałem ze im ten pomysł się podobał

[Matt Dawson]

-Za.-powidział podnosząc rękę no i bez żadnych pytań reszta członków też po kolei powiedziałą, ze jest za. Tigh młotkiem zakończył zebranie.
-Dobra, to kiedy ruszamy?-zapytał się jeszcze zanim wszyscy mieli się rozejść.

[Andreas]

Wstałem, badzcie pod telefonami, poczekamy na dokładniejsze info od Ryana i do tego jego tez przy okazji oświecę - uśmiechałem się lekko - w tym co robimy
Ruszyłem do wyjścia...
Tak pierwsze zebranie mamy za sobą ...

[Andreas]

usiadłem na swoim miejscu, telefon, piwko i fajki położyłem na stole przed sobą, ale byłem zły... po chwili wstałem i z złości rzuciłęm stojącym obok krzesłem o ścianę, rozpadło się w drobny mak...
dopiero teraz sie troszkę uspokoiłem siadłem i piłęm piwo... musiałem ochonąc

[Julia Grace]

Skoro skończyła swoją zmianę to przyszła pod drzwi sali obrad. James powiedział, że to przez nią Clive jest zły, a tego nie chciała. Usiadła sobie pod drzwiami i zapaliła papierosa. Zrobi sobie dzisiaj wolne i poczeka tu na niego tak długo jak będzie to konieczne. Tylko, że dostała sms'a od Victora, więc stwierdziła że musi już wrócić do domu. , napisała kartkę "Szefie, pogadamy jutro. Przepraszam. Uważaj na panie lekkich obyczajów " i wsunęła to pod drzwiami, żeby ktoś czasem nie zarąbał tej karteczki. Poszła do domu

[Andreas]

Słyszałem kroki i zamieszanie pod drzwiami...
i kartkę która się wsunęła, dopaliłem papierosa i już trochę spokojniejszy wstałem i ją wziałem...
uśmiechnałem sie lekko na tresć po chwili zebrałem się i wyszedłem na salę

[Matt Dawson]

Wszedł do sali i zamknął za sobą drzwi.Usiadł na swoim miejscu i wyjął telefon.Zadzwonił do Ryana by wyjaśnić całą sytuację.

[John Hemsworth]

Rano prosto z domu przyjechał do klubu gdzie miał trochę roboty. Clive był w sali, gdzie przeglądał papiery i powiedział by mu nie przeszkadzano, chyba, ze by było coś na prawdę ważnego. W sumie to dziś czekał tylko na Michelle.
Gdy dziewczyna przyszła Clive został o tym powiadomiony telefonicznie, gdyż to właśnie on miał kluczyki do jej auta. Wcześniej musiał barmankę uprzedzić. Więc rzucił papierki i wyszedł do baru.

[John Hemsworth]

Po wejściu siadł sobie i zapalił na spokojnie papierosa. Miał mieć dzisiaj spotkanie z informatorem i tylko czekał na telefon. Gdy go dostał zabrał się z klubu motocyklem i pojechał na wzgórze.

[John Hemsworth]

Clive zwołał wszystkich członków klubu, którzy akurat byli na miejscu. Dzwonił do Jamesa, ale ten miał wyłączoną komórkę, no nic. Chłopaki zajęli własne miejsca.
-Dobra, kto widział co dokładni się stało, ktoś spisał numery wana?-zapytał po ludziach.
-Wan nie miał tablic rejestracyjnych.-powiedział jeden z Prospectów, który siedział za Bobbym.
-No dobra, a ktoś coś zapamiętał? Cokolwiek?!-zapytał Clive już lekko poddenerwowany.
-Spokojnie. Nie widziałem Happy'ego teraz, chyba wyjechał za nimi. Może znajdzie ich kryjówkę-powiedział Bobby do Clive'a
-No dobra, to poczekajmy chwilkę.-stwierdził i po chwili dodał-Nie wiecie kto to może być? Nic nie mówili przy porwaniu?-zapytał
-Nie, nic nie mówili. Zabrali tylko tą dziewczynę i zostawili tą kartkę. Nawet nie zdążyliśmy zareagować.-odezwał się ponownie ten sam Prospect.
Po chwili zjawił się Happy.
-Szefie, zajechali do opuszczonej fabryki za miastem. Obszedłem ich dookoła, nie zauważyli mnie. Jest ich pięciu. Mówili w latynoskim slangu, to chyba Majowie.-powiedział i usiał na swoim miejscu.
- No kurwa! Przecież mieliśmy sojusz. Do jasnej cholery... Mieli nie przemycać do TH koki. -powiedział i przetarł twarz dłonią, a później spojrzał się po wszystkich.
-Musimy akcję podzielić na dwa fronty.-stwierdził i spojrzał na Bobbiego
-Jeżeli jest ich pięciu to będą musieli się rozdzielić by zabrać kokę, więc dwie osoby pojadą zawieźć kokę, a reszta pojedzie ze mną do magazynu.-powiedział Clive siedząc spokojnie i dalej myśląc.
-Musimy trochę poczekać, bo może im się to wydać podejrzane.-powiedział Chibs
-Racja, poczekajmy z tym do wieczora, z resztą tam na lotnisku na pewno już ktoś w razie czego czeka. Poza tym musimy uderzyć w tym samym czasie co przekazać paczkę.-powiedział patrząc na Clive'a Tig
-Macie rację. Dobra. umówmy odpowiednią godzinę. Może zaatakujemy o 21?-zapytał się całej reszty Clive
-Jestem za.-powiedział Bobby
-Myślę, że wszyscy się zgadzają.-dodał Chibs i wszyscy pokiwali głową
-Tylko nie pytajcie się kto to jest. Jest to ktoś dla mnie ważny.-powiedział Clive
-Jeżeli ktoś dla Ciebie ważny to i dla nas bracie.-powiedział Bobby i poklepał Clive'a po ramieniu.
-Bobby ma rację.-wtrącił się jeszcze Tig
-Dzięki wam. Dobra to do 20. o 20 ruszamy, przygotujcie już wszystko.-zastukał młotkiem w podstawkę i wszyscy się rozeszli przygotować odbicie zakładnika.