Aurora Faust
lat
cm

Post

Aurora była już do tego przyzwyczajona. W jej pokoju pojawiali się różni mężczyźni. Niektórzy byli całkiem... w porządku. Zabawiali się, płacili i wychodzili, czasem wracając. Część z nich jednak nie raz i nie dwa robiła jej krzywdę, a ona nie miała prawa się poskarżyć. W tamtym miejscu były dosyć żelazne zasady, a jedną z nich było to, że to klient miał zawsze racje. Dziewczyna doskonale pamiętała każdą wizytę Leosia... przynajmniej do momentu wypadku, bo teraz nawet nie poznawała mężczyzny, ale wierzcie mi na słowo... ona również cierpiała, gdy on przestał przychodzić. Był inny i wiedziała to po pierwszym razie z nim, nigdy jej nie skrzywdził, nie uderzył, czy nie zrobił niczego wbrew jej woli. Akceptował zasady, a nawet ona dla niego niektóre złamała, jak dotykanie czy całowanie klienta. Sama z każdą kolejną jego wizytą zaczynała się przywiązywać i on o tym nie wiedział, ale... płakała za każdym razem gdy wychodził, ponieważ Leo był dla niej kimś nieosiągalnym. Najgorsza dla niej jednak była tamta noc, gdy widziała go po raz ostatni. Zostawił jej swoją koszulę, taką białą, na nią zdecydowanie za dużą i pachnącą nim. Stała w niej w oknie i patrzyła jak wychodził z budynku, przykładając dłoń do szyby. Chciała kiedyś, wyjść stąd z nim, ale niestety... nie miała takiej okazji, nigdy.
Aurora nie miała szans, jeszcze może gdyby był to jeden mężczyzna, a ona miała chociaż torebkę do obrony, to może udałoby jej się coś wskórać, ale w sytuacji, kiedy ich było dwóch... niestety nic nie mogła na to poradzić. Spojrzała na niego uważnie jak ucierał jej krew z wargi i nieco się skrzywiła. - To nic takiego... - powiedziała cicho, jakby zupełnie przyzwyczajona do tego typu ran. W sumie tak było, ale nie miała o tym pojęcia. Zimno na dworze powodowało, że aż tak nie odczuwała tego pieczenia pękniętej skóry. - Jeszcze raz dziękuję... sama nie mogłam sobie poradzić... - przyznała i automatycznie spojrzała w bok uliczki czy przypadkiem nikt tam się nie czai, albo czy tamci nie wrócili, ale stała tutaj tylko ona ze swoim... no właśnie. Przeniosła ponownie spojrzenie na mężczyznę i uśmiechnęła się nieco speszona. - Przepraszam, ja... nie pamiętam twojego imienia... -przyznała i gdy ten sam postanowił się ponownie przedstawić, coś... zaświtało jej w głowie, ale nie była pewna tej myśli. Było jej za zimno, by myślała logicznie, jednego była pewna, przy nim jej ciało się rozluźniło i poczuła się bezpiecznie. Właśnie... ona żyła w przekonaniu, że po prostu on przestał przychodzić. Zabawka, której płacił zdecydowanie za dużo niż powinien, przestała go bawić i poszedł poszukać sobie innej, lepszej, bardziej wartościowej, takiej która na pewno dała mu ciepło i szczęście i czekała na niego w domu... - Trochę jest, ale... to nic naprawdę nie przejmuj się. - powiedziała i machnęła ręką. Dalej trzymała w dłoni tą kartkę. - Tydzień spędziłam w szpitalu, przedtem kilka dni byłam nieprzytomna... ogólnie to jechałam samochodem i był wypadek, mężczyzna, który był kierowcą zginął na miejscu, ale nie wiem kim był dla mnie... nie rozpoznałam go... - przyznała spokojnie i gdy zobaczyła jak zrobiło mu się przykro, poczuła taki ucisk w żołądku. Lekko położyła dłoń na jego policzku. - Przepraszam, że cie nie pamiętam... chciałabym ale... nie mogę niczego sobie przypomnieć... - przyznała bardzo smutno tak spojrzała na niego dość niezrozumiale. - Jak to...musiałam przecież mieć jakąś rodzinę... ty mnie szukałeś? Ale... to dziwne, nawet na policji mnie nikt nie szukał... - powiedziała i ciągle zachodziła w głowę, kim on dla niej był, kim byli dla siebie bo.. nie zachowywał się jak taki zwykły przyjaciel, coś... chyba ich łączyło, ale nie umiała tego ocenić.
Kiedy poczuła jego dłonie na twarzy uniosła spojrzenie i totalnie odpadła w jego oczach. Był taki przystojny, a jego oczy... widziała w nich tyle emocji. - Szkoda, że cie nie pamiętam... ja też nie wiem, jakim cudem tu się znalazłam... nie miałam przy sobie nic... ale ciesze się, że cie znalazłam... - powiedziała cicho i tak się uśmiechnęła do niego, takim bardzo ciepłym i naturalnym uśmiechem. Lekko się odchyliła i spojrzała na niego uważniej i jej wzrok padł na jego tatuaż na szyi. Stanęła nagle na palcach i lekko zaczęła wodzić po nim opuszkami dłoni. - Jest śliczny... - wyszeptała, a prze zimno panujące na dworze mógł poczuć ciepło jej oddechu na skórze. Aurora odetchnęła głęboko, bo... to było smutne. Uzyskała możliwość nowego życia, ale wcześniej została z nim rozdzielona, a teraz... nie miała nawet wspomnień, które ją z nim łączyły, chociaż ciepło, które przy nim poczuła, pierwszy raz od kilku dni poczuła się bezpiecznie.
mów mi:
Awatar użytkownika
0 lat
0 cm
singiel

Post

Leo był świadom, że dziewczyna była przyzwyczajona już do różnych sposobów traktowania jej. Od brutalnych, po te delikatne. On zaś nie tolerował, gdy ktoś ją krzywdził... Skręcało go strasznie i miał ochotę coś takim facetom zrobić! Najgorsze w tym wszystkim było to, że odczuwał taką cholerną bezsilność i nic na to nie mógł poradzić... Cóż, przynajmniej mógł ją odwiedzać, w związku z czym robił to tak długo, jak tylko mu czas pozwalał. Można sobie jedynie wyobrazić jego wkurwienie, kiedy dostał zakaz, co za tym idzie zmuszony został przestać przychodzić... Domyślał się, że jego Aurora cierpiała równie mocno jak on. Nawet nie mógł zbliżyć się na parę metrów, aby chociaż... popatrzeć w jej pieprzone okno, bo od razu był przepędzany! Dobijało go, że mając kupę szmalu to również mu nie mogło zagwarantować wyciągnięcia panienki Faust z tego beznadziejnego burdelu. Miał dosłownie i w przenośni związane ręce... Donovan do świętych wprawdzie nie należał, jednak posiadał kilka zasad, których mocno się trzymał i ich przestrzegał. Pewnie niektórzy wręcz uważali go za typowego dupka, ostatecznie od tamtego incydentu z jego byłą i śmierci brata, zmieniał laski jak rękawiczki... Nie chciał się wiązać, ani nic z tych rzeczy. I zahaczanie o domy publiczne było jednym z jego licznych zachcianek i widzimisię. Lecz odkąd poznał Aurorę... wszystko się zmieniło, a lód w jego sercu stopniowo topniał, a on sam nieświadomie zakochiwał się w tej uroczej istotce. Chciał uniknąć zaangażowania, ale samo z siebie wyszło. Tak zawsze jest... czegoś nie chcesz, a niespodziewanie cię dopada i koniec z tobą! Po pewnym czasie stała się ona dla niego niezwykle ważna, jak nie najważniejsza... I może w międzyczasie zwykł chadzać do innych dziwek, coby się wyżyć, to im silniej przywiązywał się do Aurory, tym rzadziej pieprzył się z innymi, ponieważ... nie chciał. Doceniał, że się dla niego poświęcała i łamała te niektóre surowe reguły, które tam panowały. Nieprzerwanie, a jednocześnie uparcie próbował wymyślić jakiś sposób, aby jej pomóc. Niestety, w momencie, w którym to był całkiem bliski sensownego rozwiązania, chuj to strzelił przez tego zasranego alfonsa! Tak, pamiętał tamtą noc... zostawił jej swoją białą, elegancką koszulę, prawdopodobnie tą samą, którą kiedyś musiała mu wyprać. Była pobita i wspominała mu coś o jego zapachu, to pomyślał machinalnie o wręczeniu jej jakiejś części siebie. Padło na koszulkę obsikaną najulubieńszymi perfumami Leosia i powiedział jej takie to masz ją i jak będziesz usypiać, to tak, jakbym był obok ciebie. Powinna ładnie pachnieć co najmniej przez miesiąc... Jakby intuicyjnie coś przeczuwał... Po wyjściu z budynku, odwrócił się, by spojrzeć na nią stęsknionym spojrzeniem. Pomachał jej, dostrzegłszy za szybą, na której ułożyła dłoń. Nie zdawał sobie wtedy sprawy ze znaczenia owego gestu... Potem cały świat po raz drugi mu się całkiem zawalił. Nie można mu mieć zatem za złe, że po utracie kolejnej tak bliskiej mu osóbki, na nowo staczał się na dno i wrócił do ruchania wszystkiego, co się rusza... no poza mężczyznami, bo oni są fuj i chwilowo zdania nie zmieni!
I tak oto trafił na nią tu, w tej ciemnej uliczce, napadniętą przez dwóch mięśniaków, dostając najwyraźniej szansę, by stać się jej osobistym bohaterem. Pragnął takowym być znacznie wcześniej, co nie było mu dane. Aż do teraz. Widział, jak się krzywi, także lepiej niech się z nim nie kłóci, on wie swoje! - Na pewno...? Jeśli mi pozwolisz... opatrzę ci te rany u siebie. Nie znam się na tym specjalnie, ale pierwszej pomocy udzielić mogę. - zaproponował, modląc się w duchu, by na to przystała, mówiąc to z taką troską i ciepłem słyszalnymi w jego tembrze. Dostrzegłszy jej nerwowe rozglądanie się dookoła, próbował ją jakoś uspokoić. Przy nim była dokumentnie bezpieczna i zamierzał jej to udowodnić. - Nie ma za co. Spokojnie, nie bój się. Oni tu nie wrócą. - stwierdził zgodnie z prawdą, posyłając jej kojący i śliczny uśmiech, pocierając ją intensywniej za ramiona. Było jej zimno i musiał coś z tym zrobić, gdyż nie byłby sobą, gdyby to tak zostawił... - Nie martw się, kiedyś sobie przypomnisz... jestem tego całkowicie pewien. - dodał, nim przytoczył swe imię, nie spuszczając z niej ani na sekundę wzroku. W dalszym ciągu się trzęsła, na co pozwolić nie mógł... Owszem, czuł jak jej ciało rozluźnia się pod wpływem jego dotyku i te parę odruchów dodawało mu wiary. Wiary, że małymi kroczkami wrócą jej wspomnienia, głównie te dotyczące jego samego. - Jakie nic... nie pozwolę ci zamarznąć... przecież ty cała drżysz! - wyparował, nie przyjmując jakiegokolwiek protestu. Niewiele myśląc puścił ją na chwilę i począł rozpinać guziczki od swego czarnego płaszcza i... zrzucił go z siebie, po czym opatulił nim Aurorę. Pewnie w nim tonęła; był od niej sporo za duży, acz z pewnością ją ogrzeje! Tym razem nieco przygarnął ją do siebie, aby dodać jej więcej ciepła. Miał w dupie, czy jemu nie zacznie być przez to zimno... Miał na sobie jeszcze skórzaną kurtkę, więc może nie będzie aż tak źle... Wsłuchiwał się w całą jej historię z uwagą, nie pomijając żadnego szczegółu. - Współczuję ci... Mimo wszystko dobrze, że nie skończyło się to o wiele gorzej, a mogło... - zauważył, ciężko wzdychając pod noskiem. Przytknął swą dłoń do jej dłoni, która obecnie spoczywała na jego policzku i tak ją nieznacznie docisnął. - Nie przepraszaj... to naprawdę nie twoja wina kruszynko... - tak jakoś mu się wymsknęło, a często tak do niej dawniej mówił takim zdrobnieniem. Nie mógłby mieć jej niczego za złe. Niby czemu? Miała wypadek, straciła pamięć, toteż nic z tego nie było z jej strony specjalnie i on to wiedział. - Miałaś, ale... twoja mama umarła na raka, a ty chciałaś ją ratować i zarobić jak najwięcej pieniędzy... niestety bezskutecznie. - zaczął jej wyjaśniać co i jak, starając się wtajemniczyć dziewczynę w jak najwięcej szczegółów, co nie przychodziło mu łatwo. - Natomiast o ojcu... nic mi nie wspominałaś, bo sama go nie pamiętałaś. Co do reszty... przez pewnego dupka myślałem, że cię straciłem, nie mogłem cię od niego uwolnić... - kontynuował, wciąż przyciszonym głosem, czując jak znowu jego mięśnie się napinają na samą myśl o tym idiocie! Cały czas był z nią absolutnie szczery; nie chciał jej kłamać, jednak niektóre aspekty pomijał, głównie związane z prostytucją. Nie było to tutaj chwilowo potrzebne; bezustannie będzie się tego przekonania trzymał, zwłaszcza że ona nigdy według niego nie pasowała do tamtego miejsca... Przełknął głośniej ślinę, a na jego przystojnej twarzy widniał ból i smutek. - Byłem na przegranej pozycji... on mi groził zniszczeniem mojej kariery modela i reputacji, dlatego musiałem odpuścić... - dokończył z cisnącymi się do jego oczek łez. Przytaczanie tego kosztowało go dużo wysiłku. Wtem ujął jej policzki w obie dłonie i głaskał je tak opuszkami palców. Oj tak, szastało nim pierdylion różnych emocji, co było wyraźnie dostrzegalne w tych jego niebieskich tęczówkach. - Zobaczysz, wszystko się ułoży... nie zostawię cię samej. I ja się cieszę, że mogłem cię znaleźć... i odzyskać... - ciągnął półszeptem i tak jakoś przytknął czoło do jej czoła... co stało się tak odruchowo; spotykając się z nią, lubił tak robić, to było charakterystyczne, takie ICH... Nagle po jego ciele przeszło mnóstwo przyjemnych dreszczy, czując jej dotyk przy swej szyi... Usłyszawszy ten tak świetnie mu znany, pochlebny komentarz odnośnie tego Batmana z rozdziawioną buzią i kłami, wzruszył się... - Wiesz co ci powiem...? Dokładnie tak samo spodobał ci się ten tatuaż za pierwszym razem... tak samo go dotykałaś... - po jego policzkach spłynęło parę łez... nie lubił płakać przy kobietach, ba nigdy mu się to nie zdarzało! W tym przypadku... musiało w końcu do tego dojść. Pomimo tej przeklętej amnezji, czuł się przy niej tak błogo i wspaniale. Napawał się jej bliskością najdłużej jak się dało...
<center>Obrazek
KPRelacjeTelefonWillaInformatorProblemator
SzafaCackaZwierzakiFacebookInstagram
</center>
mów mi:
Aurora Faust
lat
cm

Post

Na początku to było bardzo trudne, pamiętała doskonale ten pierwszy raz gdy trafiła na brutalnego klienta… potem było trochę lepiej. Nauczyła się w pewnym sensie opuszczać ciało, w chwilach gdy przychodzili do niej mężczyźni a czasem też kobiety. Jedna z dziewczyn, która już jakiś czas tam pracowała podsunęła jej pomysł… kiedy Aurora wiedziała, że przyjdzie dzisiaj jeden z tych brutalniejszych mężczyzn, po prostu łykała tabletki i te pomagały jej się rozluźnić, na tyle, że nie odczuwała aż tak bardzo tego co ktoś z nią robił. Po kilku miesiącach tej pracy nauczyła się też tego, że dla nich liczyła się tylko jej ładna buzia i zgrabne ciało. Nic więcej. Dlatego bez skrupułów po prostu leżała, albo przyjmowała inna pozycję, gdy ci przychodzili się zabawić. Wszystko zmieniło się w momencie gdy przyszedł do niej Leo. Miał pieniądze i był bogaty oraz sławny… cóż poznała go z okładki jednej z gazet, która kiedyś kupiła w kiosku, ale… pomimo, że miał pieniądze on był inni niż tamci faceci. Aurora nie miała naprawdę o niczym pojęcia, dla niej to wyglądało to naprawdę tak jakby Leo się nią znudził, albo znalazł lepsze zajęcie niż trwonienie pieniędzy w burdelu na nic nie znaczącą dziwkę. Przeżyła to, że przestał przychodzić i to bardzo, ale co poradzić… od samego początku czuła się na przegranej pozycji, chociaż te kilka godzin w tygodni gdy mogła go zobaczyć i poczuć przy sobie, a nawet heh ironio w sobie… dawało jej wiele. Czuła się na swój sposób wyjątkowa przy nim. Tak łamała niektóre zasady panujące w burdelu, jak to… że nie było można całować się z klientami… a ona go któregoś razu pocałowała, krótko ale tak… delikatnie i czule. Jaka szkoda, że nie wiedziała o tym, że jemu zabroniono spotykać się z nią, że to wszystko wina jej alfonsa! Ta koszula… Aurora w niej spała i zawsze wtulała nos, albo w kołnierz, albo w rękawy. To był jej taki mały skarb, ale teraz nie pamiętała go i co gorsza został w LA… jak nic będzie miała problem z zaśnięciem. Podziękowała mu wtedy za ten „prezent” i mocno przytuliła, a potem… w sumie dobrze, że nie pamięta tego bólu jak stała przy szybie i patrzyła jak odchodził, chociaż… zawsze ją cieszyło, gdy się odwracał i patrzył się w gładka taflę szkła, za którą stała. Kiedy on przestał przychodzić ona… stała się zupełnie jak taka porcelanowa laleczka. Wypełniała polecenia klientów, pozwalała się sobą bawić, ale wieczorami zanim położyła się spać, codziennie, noc w noc stawała przy oknie i patrzyła, czy Leo może nie wróci… cicho pytała też innych dziewczyn czy czegoś nie wiedza, ale te tylko ją zbywały, mówiąc że jest głupia, skoro przejęła się klientem! Aurora z każdym kolejnym dniem w to wierzyła coraz mocniej, była głupia że pomyślała… że Leo, że on mógłby być… dla niej kimś więcej niż tylko klientem.
-- No dobrze… trochę faktycznie, ta warga mnie boli… może kawałek czegoś zimnego się przyłoży i nie będzie takiej opuchlizny… i dobrze… to pojadę z Tobą. – powiedziała wyraźnie taka zasmucona, bo jednak pęknięta warga to nic miłego. Dziewczyna westchnęła dalej obejmując się ramionami. Zgodziła się również na to, by udać się do jego mieszkania. Aurora dalej sobie dygotała przynajmniej do czasu, aż ten dał jej swój płaszcz, przez co mina panienki Faust była co najmniej… urocza. Tak się sama nim owinęła i śmiesznie utonęła, bo był zdecydowanie za wielki, ale za to cieplutki. – Dziękuję bardzo… i tak teraz jest faktycznie cieplej… ale jakbyś zmarznął to powiedź to ci go oddam… ech… ja po prostu … trochę mnie cała ta sytuacja wystraszyła wiesz, oni… oni byli naprawdę silniejsi ode mnie, ja jednego ugryzłam w rękę, ale wtedy mnie uderzył w twarz… - zaczęła i znowu jej się tak smutno zrobiło. Siorbnęła noskiem i przysunęła się sama do niego po prostu wtulając się. – Chciałabym sobie przypomnieć Ciebie i to co nas… łączyło… - przyznała cicho, tak w jego pierś, nim się ponownie odchyliła od niego. Istotnie była tego bardzo ciekawa, poza tym ciągle brakowało jej jakiś informacji i nawet słuchając jego tłumaczeń to jednak wszystko brzmiało dosyć obco. Kiedy tak stała obejmując dłonią jego policzek i on powiedział do niej kruszynko… no nie wytrzymała. – Awwww…. Jakie to było urocze… - powiedziała z takim, aż rozczuleniem i wszystkie jej troski normalnie zniknęły, a ona sama się do niego tak bardzo pozytywnie uśmiechnęła. Niestety jego kolejne słowa sprawiły, że posmutniała. – Moja mama nie żyje? – powiedziała przyciszonym i przygaszonym głosem. Wyraźnie usiłowała sobie coś przypomnieć. – To okropne tak niczego nie pamiętać… naprawdę mam jedną wielką czarną plamę w głowie… jestem potworem skoro nawet nie pamiętam tego, że moja matka umarła na raka… - powiedziała z wyraźnym wyrzutem sama do siebie. Dla niej to się stało nagle bardzo niepojęte, bo… powinna pomimo wszystko pamiętać swoją rodzinę. – Ale… to dlatego nikt mnie nie szuka tak? Miałam tylko mamę? – powiedziała, dalej mając taki no nieszczęśliwy ton. Zdała sobie sprawę z tego, że została sama na świecie, bez wspomnień, tylko z domysłami i jedną osobą, która pojawiła się tak nagle… ale chociaż czuła, że może mu ufać. – Czyli…. Czyli ja chyba już wiem… skoro musiałam zarobić, a ty byłeś sławny… czyli pewnie pracowałam u ciebie jako sprzątaczka, zaprzyjaźniliśmy się, ale to się nie spodobało mojemu szefowi, który zaczął cie szantażować, rozumiem że kariera jest dla ciebie bardzo ważna… dobrze że sobie tego nie spieprzyłeś przeze mnie… - powiedziała z przekonaniem i jeszcze się tak do niego uśmiechnęła, lekko głaskając jego policzek palcami, bo dalej trzymała dłoń na jego policzku. Aurora była święcie przekonana o trafności swojej dedukcji, bo to wyjaśniałoby dlaczego była z Leosiem blisko… pewnie mieli nawet jakiś romans, szef zrobił im fotki i chciał zrujnować jego karierę… hhhh… a to niegodziwiec jeden! Kiedy się pochylił i półszeptem powiedział jak cieszy się z jej odnalezienia i tak przytknął czoło do jej czoła… poczuła takie ciepło, takie wewnętrzne. – Leo… - powiedziała cicho i tak przymknęła oczy. Przez chwilę miała wrażenie, że zobaczyła pokój… jak stali w nim… była w niego wtulona i on tak samo opierał głowę o jej czoło. – Miałeś… w domu czerwoną sypialnie… i takie… łóżko z czerwonym baldachimem… ? – zapytała cicho, bo… to jej się kojarzyło ze wspomnienia. Zamrugała kilka razy oczami gdy wciąż głaskała jego tatuaż opuszkami palców. – Tak?... – wyszeptała i się uśmiechnęła. – Batman to twój ukochany bohater… pamiętam to… - przyznała cicho bo… o tym jakoś była całkowicie przekonana. Nieco zdziwiło ją to, gdy zobaczyła łzy w jego oczach, była dla niego aż tak ważna, by aż tak bał się jej zniknięcia i straty? Złapało ją to bardzo mocno za serduszko. Aurora stanęła na palcach by być jeszcze ciut wyższą, pomimo swoich wysokich obcasów i tak go po prostu przytuliła do siebie układając swoja głowę tak w zagłębieniu jego szyi i tak cmoknęła go lekko w ten tatuaż Batmana i potem podjechała policzkiem nieco wyżej, tak że miała nos wtulony w jego ciemne włosy. – Ci… spokojnie Leo… nie zniknę już… zostanę przy tobie, nikt nas nie rozdzieli… już jest dobrze, nie płacz… - szeptała mu tak kojąco, melodyjnym głosem do ucha i tak czule głaskała go po głowie. Nie chciała by się smucił, zadziałała dosyć automatycznie, chciała bowiem podnieść go na duchu, chciała by był znowu szczęśliwy. Lekko go zakołysała, by się wyciszył, nieświadomie, a raczej… podświadomie wiedziała, że to mu pomoże, wykonywała już kiedyś w stosunku do niego taki sam gest, kiedy któregoś razu przyszedł do niej, do burdelu taki bardzo przybity, wtedy go wyciszyła, może i teraz się to uda.
mów mi:
Awatar użytkownika
0 lat
0 cm
singiel

Post

Teoretycznie i jemu nie powinno zależeć na prostytutce, w końcu wiadomo na czym polega ich praca... Poza tym po tym jak został potraktowany przez swoją byłą, miał potężny uraz do przedstawicielek płci pięknej. Gdyby nie fakt, iż Aurora okazała się inna, a zarazem według niego totalnie nie pasowała do tego środowiska... pewnie by chodził do niej głównie po to, by się wyżyć, kiedy najdzie go taka ochota. A tak najzwyczajniej w świecie z każdą kolejną wizytą coś ewidentnie się w nim złamało i nie było dnia, by o niej choć raz nie pomyślał. Stała się dla niego przerażająco ważna. Sam się temu dziwił, ale... nie próbował tego nawet odrzucać, ani w sobie tłumić. I pomimo że wobec dużej ilości kobiet bywał prawdziwym dupkiem, to przy panience Faust nieco się uspokoił; ona wyciągnęła po prostu z niego te jego dawne dobre cechy, które w pewnym momencie ukrył za maską obojętności. A on potrafi być troskliwym i kochanym facetem, co mu pozostało z dawnych przyzwyczajeń, wystarczyło je tylko... wyzwolić. Nie potrafiłby jej skrzywdzić w żaden sposób, a widząc ją przemęczoną, tudzież poobijaną, nie miałby serca zachować się wobec niej po chamsku, zwłaszcza jeszcze bardziej ją dobijać... Nie wchodziło to kompletnie w grę! Dlatego wraz z rosnącymi w nim uczuciami, pragnął widywać się głównie z nią, powoli redukując spotkania z innymi. Aż do czasu, kiedy ten chuj zakazał mu w ogóle przychodzić... Gdyby tylko mógł, to by ją stamtąd wyciągnął, jednak nie było mu to dane. To go już całkowicie podłamało. Nic zatem dziwnego, że zaczął od tamtego dnia popadać w większy mrok i stał się brutalniejszy, mający wywalone w uczucia innych... aczkolwiek czasem zdarzało mu się komuś pomóc, ponieważ co jak co, ale nie potrafił przejść obojętnie obok ludzkiej, czy zwierzęcej krzywdy... Tak bardzo to wszystko przeżył i pomimo posiadania takiej sumy pieniędzy, nie mógł nic zrobić. Czuł się znów taki cholernie bezsilny... Nie ma się co dziwić, że miał dosyć angażowania się i zaczął szaleć pod tym względem, skoro doznawał za każdym razem porażki. Ona przynajmniej miała jego koszulę, a jemu nie pozostało po niej zupełnie nic... A ten słodki i czuły pocałunek wrył się mu w pamięć i zdecydowanie tej drobnej pieszczoty nigdy nie zapomni. Tak samo jak jej samej... Nie mógłby, nawet jeśliby miał jej już więcej nie zobaczyć... Po tym obiecał sobie, że nikogo nie pokocha. Zresztą po co... Same z tym problemy i rozczarowania.
Wraz z chwilą, w której ją ponownie ujrzał i mógł ją uratować, odzyskał jakiś cień nadziei... gorzej, że ta go nie pamięta. Pomimo to, nic nie jest stracone... - Oczywiście. Zaradzimy coś na to i przestanie boleć. Wspaniale, cieszę się. Ach i będziemy jechać motocyklem... mam nadzieję, że to nie będzie problemem? - rzucił z takim zmieszaniem w głosie, bo choć już wiedział, iż dziewczyna ma amnezję, to nie był pewien, czy nie przerazi jej podróż na takim szybkim, mieszczącym ledwo co dwie osoby pojeździe. Następnie opatulił ją swoim płaszczem, by przypadkiem nie zamarzła tutaj na kość. Był świadom tego, jak jest ciepły, zatem postanowił jej go użyczyć, mając gdzieś, że pewnie ta skórzana kurtka mu niewiele da, ale co tam! Ona jest istotniejsza! Widząc tę słodką minę, automatycznie jego uśmiech się poszerzył, a pod policzkami powstały takie urocze dołeczki! - Nie przejmuj się mną... Poradzę sobie. Cichutko, nie zawracaj sobie nimi głowy. Nie ma ich tu i nie wrócą, nie musisz się bać... przy mnie jesteś bezpieczna. - zapewnił ją tym swoim sympatycznym i przyjemnym dla ucha tonem, przygarniając ją mocniej do siebie i wzmógł ruchy rękoma, by szybciej się ogrzała i nie musiała trząść ze strachu. Chciał ją uspokoić. Stopniowo mróz dawał mu się we znaki, lecz starał się go ignorować. Wytrzyma, będzie dzielny! - Przypomnisz sobie, jestem o tym absolutnie przekonany. - powiedział pewny swoich racji, z nieznikającym uśmiechem, który wciąż widniał na jego przystojnej facjacie. On jej we wszystkim pomoże, to nie podlega jakimkolwiek wątpliwościom! Stojąc przy niej machinalnie robiło mu się cieplej, toteż nie odczuwał aż tak dosadnie tego przeklętego zimna. Jego dłoń dalej spoczywała na policzku dziewczyny, wręcz ani myślał jej z niego ściągać. - Zdarzało mi się tak do ciebie mówić... - stwierdził, a jej reakcja na te określenie go urzekła, naprawdę! Do tego ten pozytywny uśmiech... dokładnie taki, jakim go zapamiętał. Niestety i Leo mina zrzedła, gdy przyszło mu mówić o tych smutniejszych aspektach. - Przykro mi z tego powodu... ale jak cię poznałem, to ona już nie żyła i nie mogłem pomóc ci jej uratować... I nie mów tak! To nie twoja wina... - zaprzeczył jej słowom, bo nie mógł znieść jak zaczęła zwalać wszystko na siebie, szczególnie że nie była odpowiedzialna za śmierć swojej rodzicielki... a to, że straciła pamięć nie czyniło z niej potwora i niech lepiej wybije to sobie z głowy! - Na to wygląda... - potwierdził, ciężko wzdychając. Może i nie miała bliskich, niemniej jednak na Leo mogła liczyć zawsze. On jej nie opuści! - No powiedzmy, że mniej więcej tak to wyglądało... Proszę, nie myśl tak... nic z tego, co się wydarzyło nie zniszczyło się przez ciebie. Zapamiętaj to! - trzymał kurczowo przy swoim, nie chcąc by Aurora czuła się z tym źle. Usiłował udowodnić, że poznanie jej było najlepszym, co mogło mu się w życiu przytrafić i tak też do tego podchodził. Stąd po utracie dziewczyny, ciężko było mu do siebie dojść i czuł się z tym tak chujowo, że bardziej się nie da... Jedną ręką cały czas gładził jej plecy, zaś drugą przenosił to na jej policzek, to przyciskał dłoń do jej własnego policzka. A potem wykonał ten gest z czołem. - Tak...? - po usłyszeniu swojego imienia odruchowo mu się tak wymskło. Przy kolejnej wypowiedzi jego oczy się nieco powiększyły. Faktycznie sypialnia, w której go przyjmowała, tak się prezentowała... - Często byliśmy w tym pokoju, tak... - nie mógłby jej nijak skłamać, acz przyznać do prawdy o miejscu, w którym to się odbywało również nie, więc wolał uogólniać... Niby i tak by tego nie sprawdziła, ale sam fakt wciśnięcia jej jakiegokolwiek kitu by go zbyt męczył, w związku z czym wybierał mniejsze zło. Czyli nie mówił niczego wprost, a zarazem jej nie okłamywał. Miał nadzieję, że to wystarczy... - Zgadza się, mam na jego punkcie obsesję! - tak się nawet czarująco zaśmiał, bo taka właśnie była prawda! Niby niewiele, a jak go ucieszyło! W końcu był to jakiś postęp, co dla niego cholernie wiele znaczyło! Zrobiło mu się tak ciepło na serduszku... jeśli nagle przytoczyła jego najukochańszego superbohatera, to reszta również do niej prędzej czy później wróci, w co już praktycznie w ogóle nie wątpił! - Tak jest, dobrze ci idzie maleńka... - dodał z takim autentycznym zadowoleniem, gdyż tląca się w nim nadzieja wzrastała, natomiast każde kolejne wspomnienie, które w niej odżywało, było sporym krokiem do przodu. Nad łzami nie panował... już wystarczająco długo cierpiał bez jej obecności, a teraz miał ją wreszcie na wyciągnięcie ręki... Nieistotne, że przez amnezję nieco wybrakowaną... Ona sprawiała, że ten cholerny lód w sercu zwyczajnie topniał. Po ciele Donovana przeszły przyjemne dreszcze, kiedy tak go pocałowała w ten sam tatuaż, który wcześniej dotykała, a na koniec tak rozkosznie w niego wtuliła... Pociągnął noskiem, parę łez jeszcze spłynęło, by ostatecznie przestały wyciekać mu z oczu. Wczepił palce między jej włosy, by je gładzić i się nimi tak charakterystycznie dla siebie bawić. Dobrze wiedziała, co powinna była zrobić, aby na niego wpłynąć, by mógł się rzeczywiście wyciszyć. - Nie wyobrażasz sobie, jaki jestem szczęśliwy... Chodź, czas jechać do domu, chyba nie będziemy tak sterczeć w tej zimnicy? - zaproponował, tym razem z większą radością wyraźną w jego głosie. Kiedyś musiało to nastąpić, czyż nie? A jego cudeńko stało blisko nich, także jak już na nie wsiądą, szybko znajdą się w posiadłości Leo.
<center>Obrazek
KPRelacjeTelefonWillaInformatorProblemator
SzafaCackaZwierzakiFacebookInstagram
</center>
mów mi:
Aurora Faust
lat
cm

Post

Do niej przychodzili inni by się na niej wyżywać… szczerze prawda była taka, że Aurora nic nie miała w sumie do jakiegoś brutalniejszego… nie to złe określenie… bardziej ostrego seksu, naprawdę, tylko wiele zależało od tego… kto to był. Chociaż tak czy inaczej jednak… wolała serio jak koleś przychodził przespał się z nią, zabawił i poszedł, bez większych problemów. Po takich wizytach, gdzie klient chciał się wyżyć… musiała naprawdę robić sobie kilka dni wolnego, a wtedy Alfons się na nią wściekał…. Jednak Leo zawsze był inny. Ona sama często myślała o nim i czekała tylko na te kilka godzin, by móc z nim być i pomimo że nie powinna była tego robić, to zawsze… może to zabrzmi strasznie, ale dla niego zawsze przykładała się do tego co robiła, starała się zawsze go zaspokoić najlepiej jak umiała. Faust nigdy by nie powiedziała, że Leo mógłby być dla kogokolwiek dupkiem, nie znała go całkowicie z tej strony i w sumie… dla niej to było jakieś odrealnione, on był przecież dobry, a nie zły… nie wyobrażała sobie tego, by mógł na nią krzyknąć, albo na inną dziewczynę, chociaż wiedziała, że pieprzy się z jej koleżankami i… raz w życiu poczuła tylko taką… cholerną zazdrość i przykrość, gdy widziała, jak wychodził z pokoju jej „koleżanki”, a ta potem jarała się jak głupia opowiadając o tym, jak to ją dobrze koleś zerżną, jak dawał jej klapsy i ciągał za włosy. Aurora się zdenerwowała wtedy tak… no jak poniekąd dotknięta kobieta i zamknęła się w pokoju udając, że tego wieczoru jej po prostu nie ma dla nikogo. Popłakała trochę i gdy po kilku dniach Leo przyszedł do niej, zrobiła dobrą minę do złej gdy, wciąż chcąc przekonać samą siebie do tego, że to tylko klient, nikt ważny, że kiedyś ja porzuci, jak każdy… nie myliła się, bo w końcu Donovan przestał przychodzić, Aurora nie wiedziała tylko, że maczał w tym palce jej „właściciel”. Jezu… ona nawet nie chciała myśleć co by było, gdyby alfons znalazł tą koszulę, w przypadku tej dwójki, Aurora raczej by się nie mogła zasłonić tym, że klient ją zostawił i zapomniała jej wyrzucić, pewnie by je nie uwierzył… ale ona naprawdę nie mogła zasnąć jeśli nie czuła albo na sobie materiału jego koszuli, albo chociaż zapachu jego perfum, przez ten krótki moment gdy usypiała czuła się po prostu bezpiecznie.
Gdy usłyszała, że ten coś na to zaradzi, spojrzała na niego naprawdę jak na swojego bohatera. Pociągnęła nieco nosem i pokiwała głową. – Chyba nie… w sensie nie pamiętam, czy lubię czy nie lubię jeździć motorem… ani nie wiem czy kiedyś nim jeździłam… ale nie nie będzie problemu raczej… - powiedziała znów nieco się rozwodząc nad faktem motocyklowej przejażdżki. Kiedy ją bardziej do siebie przygarnął Aurora utonęła w jego objęciach i tak schowała całą twarzyczkę w jego pierś i tak oddychając spokojnie. – No dobrze, wierzę ci… - powiedziała cicho i odetchnęła głęboko. Oczywiście, że mu ufała i wierzyła, w końcu Leo nie zrobi jej niczego złego, on jej pomagał! Matko kochana, żeby Leoś się tylko nie rozchorował, bo Aurora będzie miała dopiero wyrzuty sumienia! W końcu oddał jej swój płaszcz, a nie powinien przy takiej temperaturze, no ona jakoś by sobie dała radę… ach… ważne, że odrobinę rozgrzewali siebie nawzajem poprzez swoją bliskość. – Podoba mi się to określenie… - przyznała i posłała mu chyba najbardziej ciepły i uroczy uśmiech jaki tylko potrafiła zrobić, w jej policzkach pojawiły się takie urocze dołeczki, a oczka lśniły jej normalnie tysiącem gwiazd. Przez cały czas wtulała twarzyczkę w jego dłoń i oddychała spokojnie, stykając się swoim ciałem z jego. – No ale… musiałam próbować ją jakoś ratować… a zrobiłam na pewno za mało… może powinnam wziąć jakiś kredyt, albo iść do jakiejś innej pracy… - zaczęła dość przejęta i dotknięta tym tematem, bo naprawdę nie umiała sobie przypomnieć jak i dlaczego do tego wszystkie doszło. Co do kredytu, to Aurora chciała go wziąć, ale przez to, że się uczyła i nie miała pracy, nikt jej go nie chciał udzielić, to tak dla jasności. – Ale przecież… no dobrze… - spuściła lekko głowę, pasując i nie dyskutując już z nim. Widziała doskonale jego determinację i on chyba, faktycznie za nic jej nie obwiniał. Aurora tak lekko oparła czoło o jego klatkę piersiową i po prostu tak sobie stała jak takie dziecko, które właśnie dostało burę od rodzica. Po chwili poczuła się lepiej i na niego spojrzała i wpatrywała się w jego oczy. Lekko głaskała sama jego policzek no i to czółko… - Nic nic… - powiedziała szybko speszona, gdy jej odpowiedział, ale, tak przyjemnie mówiło się jego imię i kojarzyło się, jej ono z czymś bezpiecznym. W sumie pierwszy raz też tak, westchnęła sobie jego imię, bo nawet gdy się zbliżali do siebie, to… niestety jęczeć, piszczeć ani krzyczeć jego imienia jej nie wolno było, pomimo, że miała na to nie raz i nie dwa piekielną ochotę. Zasady tamtego miejsca, były okrutne, dla ich obojga!
Gdy jej przytaknął odnośnie łóżka tak zamrugała oczami nieco zdziwiona. – Wolę szaro niebieskie sypialnie… są ładniejsze, mnie takie… brutalne. – stwierdziła z przekonaniem, nawet nie wiedząc do końca, czy go urazi czy nie i w sumie nie miała nawet świadomości, że właśnie pocisnęła swoją własną sypialnie! – Ale… to twoja sypialnia, twój gust, nie obraź się proszę… - dodała speszona tym, że go urazi właśnie! Oj biedny nieświadomy niczego króliczek z tej Aurorki. Widząc jego radość gdy zgadła jego ulubioną postać, aż się uśmiechnęła i dalej sobie głaskała ten tatuaż. No kurde… nie pamiętała reszty jego dziar, ale naprawdę ta była jej ukochana. Dziewczyna pokiwała głową. – I dobrze…. Pasuje do ciebie ten bohater… masz nawet płaszcz taki wielki, jak on swoją pelerynę… - powiedziała rozbawiona i złapała jego płaszcz i rozłożyła go tak na boki, imitując Batmana, który ma rozciągniętą za sobą pelerynę.
Następne co się wydarzyło… Aurora nie do końca umiała wyjaśnić, ani swojego zachowania względem niego, ani tego, dlaczego jej ciało tak reaguje na jego bliskość. Gdy poczuła jak wplata palce w jej włosy po prostu się rozluźniła i jej ciało automatycznie dopasowało się do jego przylegając mocniej niż chwilę wcześniej. Poczuła ciepło, jakie zaczęło krążyć po jej ciele, a na policzkach powstały widoczne rumieńce. Dziewczyna zatonęła na chwilę w jego bliskości. – Shyy… spokojnie… - muczała mu przez chwilę do ucha, aż… mężczyzna się uspokoił, a ona mogła zapanować nad sobą. Lekko się sama odsunęła z uśmiechem, chociaż brakowało jej tego, jak czuła jego palce we włosach. – Tak zdecydowanie możemy jechać. – zgodziła się pozytywnie, odwracając się i drepcząc w stronę ulicy i wyglądało dosyć pociesznie bo jego płaszcz, sięgał jej prawie do kostek, a rękawy były dużo za duże na nią, więc gdy się poruszała do przodu, wyglądała po prostu uroczo! Aurora tak wyszła z uliczki i podeszła do jedynego stojącego na ulicy motoru i tak na niego spojrzała z takimi mieszanymi uczuciami trochę. – Ale nie będziesz szybko jechał, prawda? – zapytała się go bo… nie no szybka jazda jej nie przeszkadzała, ale jednak… będzie na pewno mocno wtulona w Leo, tak na wszelki wypadek by nie spaść. Panienka Faust wzięła w łapki kask i tak spojrzała na niego i na mężczyznę i od razu wyciągnęła go w jego stronę. – Ty go zakładasz. – oznajmiła mu od razu, bez cienia zawahania i sprzeciwu! Zdecydowanie to on powinien mieć na głowie takie zabezpieczenie, gdy będą jechać, ona się schowa za nim… a w razie wypadku, trudno, ale no to on musiał go założyć i koniec!
mów mi:
Awatar użytkownika
0 lat
0 cm
singiel

Post

Pomimo tych wszystkich zmian, które zaszły w Leo zarówno po stracie brata, jak i tej beznadziejnej akcji z jego byłą, wciąż jednak posiadał pewne granice, których w życiu by nie przekroczył. Może i się rozbestwił, nikogo do siebie nie dopuszczał i generalnie zaczął pieprzyć z mnóstwem lasek, biorąc je głównie na jedną noc, a potem kaput. Niemniej przestrzegał zasady, że przenigdy nie podniesie na żadną kobietę ręki - to nie wchodziło absolutnie w grę! W każdym razie nie chciał się angażować, ani zbytnio przywiązywać, ponieważ uważał to za zbędne. Wynikało to zwyczajnie ze strachu, że znowu zostanie w podobny sposób zraniony i takie skutki... Zaczął stawiać praktycznie na samą zabawę i przygody na jedną noc mu odpowiadały. Tak było według niego bezpieczniej. Aurora miała być jedną z takich jego jakby można powiedzieć większych szaleństw, skoro była ekskluzywną dziwką. Ale i tu los postanowił zrobić mu na złość. Dziewczyna urzekła go już od pierwszego spotkania i jako pierwsza od dawna sprawiła, by stał się jej znacznie częstszym bywalcem. I tym sposobem zrodziło się w nim niespodziewanie uczucie, a ona... po prostu stała się dla niego cholernie ważna, niemal w mgnieniu oka! Nie planował tego... tak wyszło i już. Praktycznie przestał zarywać do innych przedstawicielek płci pięknej, odrobinę się uspokajając i nie skakał co rusz z kwiatka na kwiatek, tracąc dla panny Faust głowę coraz bardziej, dlatego chociaż te kilka dni spędzonych z nią parę razy w tygodniu było dla niego niczym wybawienie. I może jemu mogło się zdarzyć być wobec jakiejś nieco brutalniejszym, aczkolwiek dla Aurory... nie potrafił wcale taki być. Powoli starał się wymyślić jakiś plan działania, żeby ją stamtąd jakoś wyrwać, by mogli wreszcie być oficjalnie parą, w co mocno wierzył. Niestety okazało się to być odrealnionym marzeniem, co było dlań kolejnym potężnym ciosem w serce. Otrzymując zakaz przychodzenia od tego zjebanego alfonsa, cały świat mu się zawalił. Znowu wszystko straciło dla Donovana sens. Załamał się. Pogrążył się powtórnie w mroku, z którego tym razem był przekonany, że nie będzie w stanie już się oswobodzić. Sprawa była właściwie przesądzona. Ta strata niemiłosiernie go bolała i wiedział, że następna taka by go zniszczyła, toteż nie mógł dopuścić do podobnej sytuacji... nigdy więcej. Wątpił że mógłby ją jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Zapomnieć o niej było ciężko, w zasadzie nie było dnia, w którym o niej nie pomyślał. Musiałby się zdarzyć jakiś pieprzony cud... który dziwnym sposobem nastąpił tu w tej ciemnej uliczce Tree Hill. Odzyskał jakieś tlące resztki nadziei, które w nim pozostały. I zapewne całkowicie by zniknęły, gdyby przypadkiem jej tutaj nie złapał... Nieważne, że ta miała amnezję. Liczyło się to, że ją cholera odzyskał i otrzymał wspaniałą szansę na szczęście, którego tak potrzebował i w głębi duszy pragnął!
- Dołożę wszelkich starań, byś przypadkiem nie zniechęciła się do jazdy motorem. To naprawdę wspaniałe uczucie! - stwierdził dość rozentuzjazmowanym tonem i się tak uroczo do niej wyszczerzył, zaś w jego oczach pojawił się taki charakterystyczny błysk. Niezaprzeczalnie kochał czuć adrenalinę w żyłach i bijący go po twarzy wiatr, co dla niego było istną frajdą i stąd częściej wybierał pojazdy na dwóch kółkach, niż na czterech. Mając ją ponownie przy sobie, sam odczuwał taki wewnętrzny spokój. Jej obecność dobrze na niego wpływała, więc i on rozpływał się gdy ją do siebie przytulał. - Cieszę się. Nie miałbym powodu cię okłamywać... dojedziemy do mnie i tam już w ogóle nic nie będzie ci groziło. - dodał tak by ją już do końca zapewnić, że przy nim nie mogłaby się stać jej jakakolwiek krzywda, a on ją zawsze i wszędzie obroni, również kosztem swojego własnego zdrowia! Jakoś go nie obchodziło, czy się rozchoruje przez wręczenie jej swego ciepłego płaszcza. Nie myślał o tym. Najwyżej go jakiś wirus dopadnie, wielkie mi rzeczy. Wizja przeziębienia nie była tak przerażająca, jak ciągłe utrzymujące się potworne uczucie pustki, które mu doskwierało po nikczemnym odebraniu mu Aurory. Wraz ze zgarnięciem jej z tej ulicy, zapełniła się na nowo, przepędzając jednocześnie ciemność, która go spowiła. Wtulanie się w ciało tej uroczej istotki wystarczająco go rozgrzewało - na tyle, by nie było mu zimno. - Czyli się pod tym względem nic nie zmieniło... wtedy też ci się ono podobało. Rozumiem, że mogę się do ciebie tak zwracać? - zauważył, używając raczej pytania retorycznego, niż takiego, na które faktycznie trzeba odpowiedzieć. Boże, jak on uwielbiał widzieć ten jej piękny uśmiech, który był wręcz powalający! Aż nogi się pod nim uginały. Było mu tak przyjemnie czując jej stykające się ciało z jego własnym... mógłby trwać tak w nieskończoność. - Zrobiłaś tyle, ile mogłaś. Proszę, nie obwiniaj się... Czasem tak już jest... Dzieje się coś złego i nie możemy nic na to poradzić... życie bywa okrutne. - westchnął głęboko i ciężko, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc, a jednocześnie mocniej przygarnął ją do siebie, by ta przestała mówić o sobie źle, ani zwalać na siebie całą winę. Ulżyło mu po tym, jak odpuściła i przestała siebie obarczać, ponieważ to wszystko przecież przez tego głupiego alfonsa, że zostali rozdzieleni! Jak ona tak trzymała głowę na jego torsie, on gładził ją po włosach, co czynił po to, by się wyciszyła i tak wszystkim nie denerwowała. Wpatrywał się prosto w jej oczy i posłał jej jeden z tych swoich firmowych uśmiechów numer pięć słysząc te jej słodkie nic, nic. Jakiś iście zacofany ten burdel był, bo w wielu takich miejscach mimo wszystko pozwalano na takie ekscesy, więc zdecydowanie tamtejsze zasady były okropne i takie... ograniczające w chuj, bezapelacyjnie! Może kiedyś będzie jej dane pokrzyczeć jego imię podczas seksu... kto wie.
- Nie obrażę się, co ty! Ja mam zupełnie inny gust. Zobaczysz jak dojedziemy do mnie. Zresztą... słuchaj, ta sypialnia i tak nie należała do mnie. - tu nawet się rozbawił, przez co się cicho zaśmiał. Dalej mówił takimi ogólnikami, ale chociaż jej nie okłamywał, bo tego by sobie nie wybaczył! Szczerze mówiąc gdyby rzeczywiście posiadał taki pokój, nie miałby dziewczynie tego za złe, bo to w końcu... tylko głupie pomieszczenie, prawda? Jemu nie przeszkadzała taka kolorystyka i szczerze to ten konkretny i tak kojarzył mu się z Aurorą, jakby nie patrząc... w związku z tym jakoś tak wolał unikać takich stylów i gdy wprowadzał się do nowej willi, postawił na cos innego. Jednak i tak jakiś czerwony element musiał zostać, tak... symbolicznie uznajmy. Mianowicie chodzi o to futrzaste coś, co wisi nad jego łóżkiem jakby w postaci obrazu. Pozwalał jej na dotykanie i gładzenie jego tatuażu, co także było dla niego niezwykle rozkoszne. - Batman rządzi! Miło mi, że tak uważasz. Heh, coś w tym jest! - z jego ust wydobyła się fala śmiechu widząc co jego Aurora wyczynia i to było przezabawne! No a dalej... sam się zapominał i przez tę krótką chwilę był w innym świecie, taki rozmarzony i zadowolony. Ponadto dzięki niej nie dość, że się sam uspokajał, to do tego było mu dużo cieplej, niż wcześniej. Tak na niego działała! Nie odciągał dłoni z jej włosów, którymi w dalszym ciągu się bawił. Ten jej pomruk... nie było opcji, by stał taki niewzruszony! Cóż, musieli się ostatecznie ruszyć z miejsca, zwłaszcza że mróz powoli dawał o sobie nieprzyjemnie znać, to chyba lepiej było czym prędzej przenieść się do bezpiecznej i ciepłej posiadłości Leo. - Postanowione! - orzekł pewnie i wesoło, udając się natychmiast za nią prosto do jego cudeńka, które znajdywało się nieopodal nich. - Jeśli sobie tego nie życzysz, nie będę. - zakomunikował swobodnie, choć wolałby szybko pędzić przed siebie, bo co to za radocha jeździć wolno! Może jak Aurora się z tym oswoi, potem będzie mógł pokazać na co go stać, a póki co... musiał się ździebko ograniczyć, by tylko jej nie spłoszyć już na wstępie. - Owszem, zakładam... ale dla ciebie też się jakiś znajdzie. Zawsze wrzucam pod siedzenie zapasowy, tak... na wszelki wypadek. - uśmiechnął się do niej ciepło i puścił też perskie oczko, po czym stanął z tyłu swego cacuszka i wyciągnął z tylnej części drugi kask i podał go dziewczynie, a sam nałożył na swoją głowę ten swój, który odebrał wcześniej od niej. Sprytne rozwiązanie, czyż nie? Po kłopocie! Wskoczył na motocykl, zachęcając ją, by się do niego przyłączyła. - Trzymaj się mnie mocno. - nakazał jej i poczuwszy oplatające się ręce na jego brzuchu, ruszył z piskiem opon, poruszając się nie za szybko, acz też nie w ślimaczym tempie. Po kilkunastu minutach znaleźli się u celu, nie trafiając po drodze na żadne przeszkody.

[z/t x2]
<center>Obrazek
KPRelacjeTelefonWillaInformatorProblemator
SzafaCackaZwierzakiFacebookInstagram
</center>
mów mi:
Awatar użytkownika
38 lat
169 cm
Straż pożarna
Komendantka
mężatka
Mark Spencer
Miami

Post

No więc Casie z Mikiem przyszli spacerkiem do centrum.pokazywal jej i mówił co itp jak cos nijaki ciekawszego niż sklepy.bo to oczywiste.
-No..wiesz serio nie sądziłam że to będzie coś więcej niż totalne zadupie..co tu jest ciekawego hmm?-zaputala
Awatar użytkownika
28 lat
170 cm
Sons of anarchy
barmanka
mężatka
Matt Devoux
Charming

Post

Zaśmiał się..
-zadupiem to nie jest i całkiem spore.. Jak na małe miasto.. A ciekawego? Może wiesz.. Plaża, promenada.. Fajny park, wzgórze za miastem.. Jeśli chodzi o kluby to też jest kilka ciekawych.. No i parę knajp.. Może jak będziemy wracać to znajdziemy do jakiejś coś zjeść.. - Gadał.. Pokazywał jej co ważniejsze miejsca. Sąd, posterunek, szpital, jakieś sklepy itp.
Awatar użytkownika
38 lat
169 cm
Straż pożarna
Komendantka
mężatka
Mark Spencer
Miami

Post

-yhm..No to zapowiada się że może nie umrę tu z nudów.. - uśmiechnęła się.
-jasne.. czemu nie... A potem nienwiem..Ale chyba skoczę na plażę... od tak zobaczyć.. Ale to już jak nie będziesz mialochoty czy czasu to wiesz.. nie musisz iść ze mną.. nie chce wiesz.. by s myślał że musisz wszędzie że mam łazić.. -powiedziała bo nie chciała się narzucać ani nic.
Awatar użytkownika
28 lat
170 cm
Sons of anarchy
barmanka
mężatka
Matt Devoux
Charming

Post

- raczej z nudów się tutaj nie da umrzeć..-zasmial się.
-okej. Ustalmy sobie coś. - spojrzał na nią.. - niełatwo mnie do czegoś zmusić.. I raczej jestem asertywny.. Więc jak nie będę chciał iść to nie pójdę.. - powiedział do niej i puścił jej oczko.
-a na razie.. Chcę żebyś się tutaj dobrze poczuła.. Więc pozwól się sobą zaopiekować..
Awatar użytkownika
38 lat
169 cm
Straż pożarna
Komendantka
mężatka
Mark Spencer
Miami

Post

- okey.. zrozumiałam.. jednak bo wybacz Mike ale..No nasza relacja.. to nie jest nic codziennego.wiec wiesz.. nie miej mi za źle że tak nooo.. mówię- uśmiechnęła się
-ale.. No dziękuję-uśmiechnęła się serdecznie.
- to co?kawka i idziemy dalej?- zaproponowała widząc jakaś butlę z kawą.
Awatar użytkownika
28 lat
170 cm
Sons of anarchy
barmanka
mężatka
Matt Devoux
Charming

Post

- rozumiem.. - powiedział i uśmiechnął się do niej. - I nie mam ci tego za złe.. - dodał.
-I tym bardziej nie masz za co dziękować.. - puścił jej oczko.
-Jasne.. Ty stawiasz.. - szturchnal ja ramieniem. - ja kupuje pączki.
Awatar użytkownika
38 lat
169 cm
Straż pożarna
Komendantka
mężatka
Mark Spencer
Miami

Post

-Oj mam..uwierz mi..moi ostatni..bodyguardy..nie dosc ze spartaczyli robote to jeszcze doslowanie..nawet sie pgoadac nie dalo.. - powiedziala.
-Sztwyni w cholere..jakby mogli to by do lazinki zamna poszli a i tak co? Kurwa zjebali - westchnela troche sie irytujac bo eh...debile!
-No jasne, że ja..to z gory wiadomo ii..ej..serio? Potem bedziesz musial latac przez 5h by je spalic - zasmiala sie zartujac sobie no ale coz..wygladal swietne wiec packzi zdecydowanie mu nie szkodzily.
Kupili wiec ta kawe i paczki a potem sobie gdzies cyba przysiedli na cwilke?
Awatar użytkownika
28 lat
170 cm
Sons of anarchy
barmanka
mężatka
Matt Devoux
Charming

Post

- Zakładam jednak że ze mną będziesz bezpieczna.. Więc nie mam zamiaru cię uwiezic w domu i przywiązać sobie do nogi.. - zaśmiał się..
-wiem że to dla ciebie nie jest temat do żartów.. Jednak wiesz, nie można żyć w strachu cały czas.
Siedli sobie gdzieś naa murku przy chodniku.
-Spokojnie i tak tyle latam.. - spojrzał na siebie.. - ale chyba nie będzie źle z moim ciałem.
Awatar użytkownika
38 lat
169 cm
Straż pożarna
Komendantka
mężatka
Mark Spencer
Miami

Post

-No to dobrze że to sobie ustaliliśmy.. dzięki- uśmiechnęła się ślicznie.
-ha ha - wytknela mu język.
-postaram się.. wszystko zależy czy będę się czuła z Tobą bezpiecznie - powiedziała i siedli.
-nobchyba nie.. - poklepala jego brzuch lekko śmiejąc się.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Centrum miasta”